Ta akcja nam się nie opłaca - tak przedstawiciele gmin komentują pomysł resortu gospodarki, który chce podarować gminom w sumie 50 tysięcy świetlówek energooszczędnych. Wszystko wskazuje jednak na to, że gminni urzędnicy będą musieli... sami je sobie odebrać u wojewodów.

Jak się okazuje, na dystrybucję kłopotliwych prezentów brakuje pieniędzy. Gdyby przedstawiciele wojewody mieli objechać ze świetlówkami wszystkie gminy, koszty samej akcji byłyby wyższe niż oszczędność wynikająca z używania świetlówek. Tylko w Kujawsko-Pomorskiem transport ze świetlówkami musiałby objechać blisko 150 miejscowości. Wojewodowie twierdzą, że ich na to nie stać, gminy mają więc zgłaszać się po świetlówki we własnym zakresie. - W tej chwili nie potrafię powiedzieć, czy będzie nam się to opłacało - rozkłada ręce Arkadiusz Świątkowski, zastępca wójta w Urzędzie Gminy w Aleksandrowie Kujawskim. - Nie mamy żadnej informacji od wojewody.

Wątpliwości gminnych urzędników budzi również liczba samych świetlówek - 50 tysięcy. - Biorąc pod uwagę liczbę gmin w Polsce, na jedną przypadnie ich może 20 - szacuje Świątkowski. - I pytanie co z nimi zrobić, jak je rozdzielić. Same budynki użyteczności publicznej to dziesiątki żarówek, a mieszkańcy przecież też chcieliby skorzystać...

Rzecznik wojewody kujawsko-pomorskiego, Piotr Kurek, powiedział mi, że w urzędzie na razie trwa "zbieranie informacji" o zapotrzebowaniu na świetlówki w poszczególnych gminach. Na masową akcję nie ma jednak raczej na co liczyć. - Nie potrafię powiedzieć, ile ich będzie - przyznał. - Jeżeli chodzi o dystrybucję, to najprawdopodobniej wyznaczymy w Urzędzie Wojewódzkim miejsce, gdzie będzie można te świetlówki pobrać.

Czy ktoś się po nie zgłosi? To na razie wątpliwe. W większości gmin, do których dzwoniłem, urzędnicy nawet nie słyszeli o akcji.