Zakazy wejścia na stadion dla pseudokibiców zatrzymanych po bójce Warszawie przed meczem Polonii Warszawa z Legią to zupełna fikcja. Nawet imienne karty wydane w jednym mieście, nie utrudnią chuliganom zakupu biletu na mecz w innym.

Koronnym przykładem lekceważenia przepisów przez kluby jest mecz o Puchar Polski między Legią, a Wisłą w Bełchatowie sprzed kilku tygodni. Legia nie chciała wziąć odpowiedzialności za swoich kibiców i zdecydowała, że nie będzie rozprowadzać biletów. Przekazano je organizatorowi meczu, który za zgodą PZPN-u przekazał je Stowarzyszeniu kibiców Legii. Tam nikt już nie zaprzątał sobie głowy kto ma, a kto nie zakaz stadionowy. Ci co bilety chcieli - dostali. To kluby lekceważą przepisy, nie sprawdzają kto widnieje na liście zakazów stadionowych, tylko sprzedają bilety wszystkim chętnym, często pod groźbą rozróby w mieście. Zdarza się, że kibice informują: przyjeżdżamy i musicie nas wpuścić, bo jak nie, będzie "demolka". Organizator często dla świętego spokoju wpuszcza ich na stadion, nawet bez opłat.

Jednym z rządowych pomysłów na chuliganów jest objęcie osób ze stadionowymi zakazami dozorem elektronicznym. Niedługo ma być bowiem rozstrzygnięty przetarg na elektroniczny nadzór nad skazanymi. Wprowadzenie tego rozwiązania w życie zajmie jednak co najmniej kilka lat i będzie bardzo drogie.