Włochy są zszokowane zabójstwem Marco Biagi’ego, ekonomisty i doradcy ministra pracy. Zastrzelono go przed jego domem w centrum Bolonii. Policja przypuszcza, że padł on ofiarą zamachu terrorystycznego. Według byłego szefa spraw wewnętrznych, morderstwo nosi "znak firmowy" Czerwonych Brygad, skrajnie lewicowej grupy terrorystycznej.

Pytanie o powrót lewackiego terroryzmu zadają sobie od wczoraj wszyscy włoscy politycy i media. Do zabójstwa Biagi’ego nikt się jeszcze nie przyznał. Podejrzenia zmierzają w stronę terrorystów, co potwierdza pięcioramienna gwiazda namalowana na ścianie domu zabitego. "Okoliczności egzekucji są identyczne, jak w przypadku morderstwa Massimo D'Antony. Obiekt jest taki sam: osoba zaangażowana w palącą sprawę, jaką jest problematyka pracy, reprezentująca postawę reformatorską, nie korzystająca z ochrony" - twierdzi Enzo Bianco, były szef MSW w rozmowie z "La Repubblica".

(51-letni Massimo D'Antona, doradca lewicowego ministra pracy Antonio Bassolino został zabity w Rzymie 20 maja 1999 r. Do jego morderstwa przyznali się terroryści, spadkobiercy Czerwonych Brygad z nowego ugrupowania Czerwone Brygady - Walcząca Partia Komunistyczna) Marco Biagi został zabity wieczorem przed bramą swego domu w Bolonii dwiema kulami w głowę. Zamachu dokonali dwaj lub trzej ludzie.

Profesor Biagi wykładał na uniwersytecie, ale był również doradcą ministra pracy i polityki socjalnej. Ostatnio wiele kontrowersji we Włoszech wzbudzał projekt zmiany kodeksu pracy, którego współtwórcą był właśnie Biagi. Jego nowa wersja dawała pracodawcom dużo większą swobodę w zwalnianiu pracowników. Na dzień przed śmiercią Biagi opublikował na łamach czołowego dziennika ekonomicznego "Il Sole - 24 Ore" artykuł, w którym zarzucił związkom zawodowym, że sprzeciwiając się reformie prawa pracy są przeciwko integracji europejskiej.

Rys. RMF

13:40