Nie widać końca kłopotów Mike Tysona z wymiarem sprawiedliwości. 50-letnia kobieta, która oskarżyła boksera o gwałt, jest oburzona, że prokuratura odmówiła skierowania do sądu aktu oskarżenia przeciwko niemu. Informacja wywołała burzę, która znów zachwiałby karierą byłego bokserskiego mistrza świata wagi ciężkiej.

Medialna nawałnica okazała się jednak burzą w szklance wody - prokuratura uznała, że nie ma wystarczających dowodów, by wszcząć formalne dochodzenie. "Jestem oszołomiona tą decyzją. Nie mogę uwierzyć, że prokuratura okręgowa nie chciała skierować mojej sprawy do sądu. Następnego dnia po gwałcie zostałam zbadana w szpitalu. Bolały mnie wszystkie intymne części ciała" – powiedziała Arlene Moorman. Zapowiada, że nie zamierza składać broni, chce skarżyć boksera z powództwa cywilnego. "Moje cierpienie zostało w ten sposób jeszcze zwiększone" - mówi Arlene Moorman. Adwokat pani Moorman, sugeruje wręcz, że Tyson został przez prokuraturę potraktowany ulgowo - ze względu na jego sławę. Według Moorman bokser zgwałcił ją w czerwcu, w wynajętym domu w miasteczku Big Bear. Przypomnijmy, że "Żelazny Mike" już raz został skazany za gwałt - w 1992 roku. W więzieniu spędził 3 lata.

Najbliższy czas Tyson ma już dokładnie rozplanowany. Były bokserski mistrz świata wagi ciężkiej stoczy kolejną walkę 8 września w Kopenhadze. Jego przeciwnikiem będzie Duńczyk Brian Nielsen. Kolejny przeciwnik Tysona - ma na koncie 61 zwycięstw i tylko jedną porażkę. Duńczyk miał być pierwotnie rywalem mistrza świata Hasima Rahmana w walce zaplanowanej w Chinach, ale jej promotor Don King zmienił zdanie.

Foto Archiwum RMF

09:20