118 osób poniosło śmierć, a przyczyna katastrofy, w której zginęli, wciąż nie jest do końca znana. Dziś mija 3. rocznica zatonięcia rosyjskiego atomowego okrętu podwodnego „Kursk”. Rodziny marynarzy domagają się nowego śledztwa.

W trzecią rocznicę tragedii, w mieście Kursk odsłonięto pomnik na cmentarzu, gdzie leży 12 marynarzy ze 118-osobowej załogi. Umieszczony wśród mogił pomnik przypomina powykręcany i nadpalony kawał metalu.

„Kursk” - duma rosyjskiej marynarki wojennej zatonął na Morzu Barentsa 12 sierpnia 2000 roku podczas manewrów. Cała załoga zginęła. Według śledczych za tragedię "Kurska" nikt nie ponosi winy i śledztwo w tej sprawie zostało zamknięte w lipcu ubiegłego roku. Zgodnie z ustaleniami, przyczyną zatonięcia okrętu była eksplozja torpedy ćwiczebnej na pokładzie jednostki.

Być może część marynarzy zdołanoby uratować, gdyby nie postawa rosyjskich władz. Prezydent Rosji Władmir Putin bawił wtedy na wakacjach, a flota zamiast ratować swoich marynarzy, zastanawiała się, jaki zachodni okręt storpedował, bądź staranował rosyjską jednostkę.

Także większość rodzin ofiar uważa, że władze nie uczyniły wszystkiego, by uratować marynarzy i od dawna pragnie wznowienia śledztwa. Adwokat 40 rodzin ofiar powiedział wczoraj brytyjskiemu dziennikowi "The Guardian", że istnieją jawne sprzeczności między wynikami badań ekspertów uczestniczących w śledztwie, a wnioskami, jakie opublikowano jako oficjalne wyniki.

Katastrofa „Kurska” po raz kolejny pokazała, jak w Rosji traktuje się ludzi – honor państwa jest wciąż najważniejszy - liczy się państwo, nie człowiek. Późniejsza tragedia na Dubrowce tylko potwierdziła, jak niewiele zmieniło się w mentalności rosyjskiej wierchuszki.

12:20