Aż prosiło się o tragedię - tak szef ochotniczej straży pożarnej w Peru Tulio Nicolini skomentował tragedię, do której doszło ubiegłej nocy w stolicy tego kraju Limie. W pożarze w jednej z dyskotek zginęło co najmniej 26 osób, a ponad sto zostało rannych.

Pożar wybuchł podczas pokazu, który barman urządził gościom dyskoteki. Pirotechnik-amator ustawił na barze popielniczki, oblał je benzyną i podpalił. Od płomieni zapalił się sufit. Ogień błyskawicznie rozprzestrzenił się po całej sali. Wybuchła panika. W klubie było około tysiąca osób. Większość ofiar zmarła na skutek uduszenia toksycznymi oparami.

Ta dyskoteka niestety nie spełniała norm bezpieczeństwa. Wyjścia ewakuacyjne nie były zaznaczone, a system oświetlenia nie działał prawidłowo - mówił szef peruwiańskich strażaków. Dyskoteka działała nielegalnie. Ukaranie osób, które ponoszą odpowiedzialność za tę tragedię zapowiedział już prezydent Peru Alejandro Toledo.

W chwili tragedii w lokalu trwała tzw. zabawa zoologiczna. Wśród tłumu bawiących się Peruwiańczyków ustawiono klatki z lwem i tygrysem bengalskim. Zwierzęta zginęły w płomieniach.

Foto Archiwum RMF

06;20