Cztery osoby zginęły a trzy zostały ranne w wyniku pożarów do jakich doszło dzisiaj w nocy i nad ranem w Rakoniewicach w wielkopolskiem i Łodzi.

W Rakoniewicach doszło do eksplozji w domku jednorodzinnym. Na razie nie wiadomo co wybuchło. Straż pożarna mówi o wybuchu, niewykluczone, że małej butli gazowej. Policja natomiast twierdzi, że najpierw powstał pożar i w trakcie pożaru mogło dojść do wybuchu. W każdym bądź razie sąsiedzi już wcześniej sygnalizowali, że światło przygasza, mogło więc dojść do zwarcia instalacji elektrycznej. Pożar powstał około godziny szóstej rano. Zanim go odkryto zaczadziły się dwie osoby: 92-letnia kobieta i jej 65-letni syn. Trzy osoby w tym jedno dziecko zostały lekko ranne. W domu spaliły się kuchnia, klatka schodowa i częściowo zawalił się strop. Na miejscu wciąż pracują strażacy i policyjni technicy. Oficjalną wersję wydarzeń poznamy około południa.

Także w Łodzi doszło do tragicznego w skutkach pożaru. Dwie osoby spłonęły w kamienicy w centrum miasta. Ofiary to matka z synem. Wszystko zaczęło się od pralki. Ofiary pożaru zostawiły bowiem to urządzenie włączone na noc. Później wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Obciążenia nie wytrzymała instalacja elektryczna, która zresztą w łódzkich kamienicach nie jest najlepszej jakości. Zapalił się strop. Mieszkanie, w którym wybuchł ogień znajduje się na pierwszym piętrze, nad apteką, do której wraz ze stropem spadła pralka. Płomienie zauważyli sąsiedzi. Mimo szybko podjętej akcji przez strażaków nie udało się uratować 55-letniej kobiety i jej 34-letniego syna. Kiedy przyjechała straż jeszcze żyli. Mimo szybko podjętej akcji reanimacyjnej nie udało się ich jednak uratować. W sumie w akcji wzięło udział 30 strażaków a trwała ona prawie 4 godziny. Ogień ugaszono o wiele szybciej ale straż czekała jeszcze na właścicieli apteki po to, by otworzyli drzwi, ponieważ strażacy nie chcieli ich wyważać. Później weszli do budynku i rozebrali strop.

Prawie 6 godzin walczyli opolscy strażacy z pożarem hoteliku turystycznego w Turawie. Ogień tuż przed północą zauważył portier. Drewniany budynek próbowało ratować aż 9 jednostek straży. Niestety hotel spłonął prawie doszczętnie. Na szczęście oprócz portiera, który pilnował budynku była tylko jeszcze jedna osoba i nikomu nic się nie stało. Hotel położony jest tuż obok jednego z turawskich jezior. Ale turyści korzystali z niego tylko w zasadzie w okresie wakacyjnym. Jak powiedział dyżurny Wojewódzkiej Straży Pożarnej straty oszacowano wstępnie na 250 tysięcy złotych. Niestety nie udało się uratować budynku, ale uratowano las. Na razie jest zbyt wcześnie aby mówić o przyczynach pożaru, ustali je dopiero specjalna komisja.

foto RMF FM

09:00