Co najmniej 15 osób zginęło wczoraj, a dwadzieścia siedem zostało rannych w wybuchu w budynku giełdy w Dżakarcie. Zamachowcy nie chcieli tylko zastraszyć sąd czy władze. Atak przeprowadzono z premedytacją tak, aby zabić jak najwięcej osób.

W środę po południu miejscowego czasu nastąpiła potężna eksplozja w gmachu giełdy w stolicy Indonezji. Świadkowie opowiadają, że usłyszeli wybuch w podziemnych garażach wieżowca, koło generatora. Bomba znajdowała się w samochodzie-pułapce. Pierwsza eksplozja uruchomiła całą serię następnych. Jeden po drugim wybuchały zaparkowane w garażu samochody. Ewakuowano ponad tysiąc pracowników.

Z podziemi gmachu wydobywały się przez wiele godzin kłęby gęstego dymu, zaś na wyższych piętrach i w wielokondygnacyjnym garażu uwięzieni byli ludzie. Na miejscu eksplozji znaleziono ślady ładunku wybuchowego. Policja próbuje ustalić, jakiego rodzaju był to materiał. "To mógł być granat, bomba lub coś elektrycznego" - powiedział rzecznik policji. Cały czas trwa akcja ratunkowa. Świadkowie mówią o "Mnóstwie trudnych do zidentyfikowania ciał".

Zawieszono wszelkie transakcje na parkiecie. Nie wiadomo, w jakim stopniu ucierpiała siedziba głównej indonezyjskiej giełdy, ani w jaki sposób wybuch wpłynie na sytuację na rynku finansowym kraju.

Jest to już kolejny z serii zamachów bombowych w Dżakarcie w ostatnich miesiącach. W największym z nich, do jakiego doszło 1 sierpnia w rezydencji ambasadora Filipin, zginęły dwie osoby. Dotychczasowe eksplozje wiązano między innymi z procesem oskarżonego o korupcję byłego prezydenta Indonezji - Suharto. Rozprawa - odłożona pod koniec ubiegłego miesiąca na dwa tygodnie - ma zostać wznowiona jutro. W indonezyjskiej stolicy wprowadzono nadzwyczajne środki ostrożności.

00:15