W życiu nie widziałem czegoś tak niezwykłego.

Niewielkie dość stworzonka postanowiły zrobić sobie domek w domu już zamieszkałym przez ludzi. Konkretnie jakieś 30 osób. Być może żyliby razem długo i szczęśliwie gdyby nie fakt, że stworzonka posiadają żądła, skrzydełka i upierdliwie brzęczą, czym wprawiają w omdlenie szanujące się damy. Dziatwa na widok tego latającego paskudztwa podnosi wrzask a faceci, jak na mężów dzielnych przystało, chwytają za laczek i tłuką na oślep. Nie dane więc było zamieszkać im razem.

Szerszenie - bo o nich tu mowa - okazują się być niezwykle utalentowanymi budowniczymi. W niewielkiej przestrzeni poddasza w ciągu (tak stwierdzili specjaliści) jakiegoś miesiąca lub dwóch zbudowały olbrzymią konstrukcję - gniazdo. Miało około dwóch metrów długości i metra średnicy. Do najważniejszej części prowadził specjalny tunel, który wylot swój miał na zewnątrz budynku. Niezwykłe, że te owady potrafią się dogadać, co i jak zrobić, by wszystko trzymało się kupy, by miało odpowiedni kształt. Gdy wetknąłem głowę na poddasze i próbowałem zrobić zdjęcie tej budzącej szacunek konstrukcji, jeden z szerszeni majestatycznie przeleciał mi nad czupryną. Nie dziabnął.

Gdy tak sobie oglądałem, przyjechała staż pożarna, pogotowie, straż miejska no i specjaliści. Ci ostatni założyli kombinezony, siatki na głowy, maski p.gaz. Na plecach mieli butle ze specjalnym płynem. Nie minął kwadrans a brzęcząca społeczność przestała istnieć. Gniazdo - kruche jak się okazuje - zdjęto. Z pierwotnej świetności zostało tylko wspomnienie.

I tak być musiało. Szerszenie wybrały po prostu złe miejsce na swoją wspaniałą budowlę. I tak właśnie sobie rozmyślając, wracałem do domu pełen zadowolenia z nagranych przy tej okazji dźwięków. Gdy zabrałem się do montażu okazało się, że... nie włączyłem mikrofonu.