​Mężczyzna, który zaatakował wczoraj policjanta w Sądzie Najwyższym - m.in. próbował odebrać mu broń, usłyszał zarzuty i został zwolniony do domu. Zarzuty dotyczą naruszenia nietykalności cielesnej funkcjonariusza i użycia przemocy w celu zmuszenia go do zaniechania czynności służbowych. 33-letniemu mężczyźnie grozi do 3 lat więzienia.

Do szamotaniny doszło w czasie wczorajszego posiedzenia Sądu Najwyższego, który badał pytanie prawne ws. prezydenckich ułaskawień. Na sali zjawiła się grupa zwolenników Adama Słomki z nim samym na czele. Na początku posiedzenia Słomka wygłosił z ław dla publiczności żądanie usunięcia ze składu SN "zbrodniarzy, którzy nas skazywali". Demonstranci wnieśli ponadto transparent o treści: "Usunąć sędziów zbrodniarzy z PRL".

Kiedy policjanci próbowali nakłonić ich do opuszczenia sali, wywiązała się szamotanina.

Najpierw funkcjonariusz rozmawiający ze Słomką przekonywał: Proszę opuścić salę. Jeżeli pan jej nie opuści, użyję w stosunku do pana środków przymusu. Chce pan na pewno tego? Ostatni raz pana wzywam. Jeżeli pan nie opuści sali, użyję w stosunku do pana środków przymusu bezpośredniego.

Kiedy Słomka nie reagował, policjant podjął próbę wyprowadzenia go z sali. Wtedy pojawiły się okrzyki, m.in. "Gestapo!", i doszło do szamotaniny: jeden z mężczyzn strącił z głowy policjanta czapkę, a później próbował wyjąć mu z kabury broń.

Właśnie ten 33-latek usłyszał zarzuty.

W przypadku pozostałych trzech osób, wyprowadzonych z posiedzenia SN, mowa była o mandatach.

Całą sytuację zobaczycie na filmie zarejestrowanym przez dziennikarza RMF FM Tomasza Skorego:

(az, e)