Tysiąc złotych grzywny będzie musiał zapłacić mieszkaniec Sopotu, który wysyłał do swojego sąsiada SMS-y z pogróżkami.

Mężczyzna straszył znajomego między innymi śmiercią i tym, że wysadzi jego auto w powietrze. Jackowi B. groziło nawet do dwóch lat więzienia. Jednak sąd zdecydował się na grzywnę. W uzasadnieniu wyroku sąd stwierdził bowiem, że oskarżony do tej pory nie był karany i cieszy się dobrą opinią. Jacek B. wprawdzie przyznał się do zarzucanych mu czynów, ale jak powiedziała sędzina nie wykazał skruchy i nie przeprosił swojego znajomego. O ile sędzina uwierzyła, że żałuje tego, co zrobił, to nie uwierzyła w tłumaczenie, że gdyby to on dostał takiego SMS-a z pogróżkami nie potraktowałby go poważnie. "Każdy człowiek o przeciętnym potencjale intelektualnym musi sobie zdawać sprawę, że groźby o takiej treści muszą wzbudzić u osoby, która nie wie od kogo te groźby pochodzą, uzasadnioną obawę, że groźba ta może zostać spełniona" - powiedziała sędzina. Jak powiedział sieci RMF FM prokurator Marek Kauda, wprawdzie wyrok w tej sprawie nie jest surowy, ale być może udowodni, że nie można bezkarnie wysyłać SMS-ów z pogróżkami.

Co ciekawe sąsiedzi Jacka B. powiedzieli, że gróźb prędzej spodziewaliby się od pokrzywdzonego niż od oskarżonego. Jacek B. jest prezesem jednej z gdańskich spółdzielni mieszkaniowych. Jak powiedział jego obrońca oskarżony poniósł już karę. Jego zdaniem wymierzyły mu ją swoimi publikacjami media.

foto RMF FM

06:15