Kilkanaście osób zginęło podczas świąt w pożarach. Według policyjnych danych, najczęściej płonęły drewniane budynki mieszkalne. Strażacy mówią, że większości tych tragedii można by uniknąć, właściwie dogrzewając mieszkania.

W Łukowie na Lubelszczyźnie spłonął drewniany dom jednorodzinny. W płomieniach zginęły 2 osoby: 87-letni mężczyzna i starsza od niego o 3 lata kobieta. Prawdopodobnie dogrzewali pomieszczenia piecykiem. W nocy temperatura spadła do minus 20 stopni.

W Woli Zadybskiej, woj. lubelskie, także spłoną drewniany dom jednorodzinny. W pożarze zginął 33-letni mężczyzna, a inny, 55-letni zmarł w szpitalu. Pozostali członkowie rodziny, w tym dzieci, nie odnieśli obrażeń.

W Lesznie spłonęło mieszkanie 6-osobowej rodziny. Pożar spowodował najprawdopodobniej żar, który wypadł z pieca. 2 dorosłych ma poważne poparzenia górnych dróg oddechowych, 4 dzieci w wieku od 3 do 7 lat trafiły do szpitala z podrażnieniem dróg oddechowych i oparzonymi rękami.

Kilka godzin później w Pile straż uratowała życie 80-letniej samotnie mieszkającej kobiecie. Nie wiadomo, co mogło spowodować pożar w jej mieszkaniu. Lekko zaczadzona trafiła do szpitala.

Według strażaków, większość z tych tragedii można było uniknąć: Niektórzy na własną rękę jakieś pręty podłączają pod prąd i tym się dogrzewają, kuchenką gazową, czy kuchenka elektryczną, a to jest zabronione. Ustawione to jest zbyt blisko materiałów palnych, jak wersalka, firanka, choinka i od tego powstaje pożar - mówi kpt. Jarosław Piekarski z łódzkiej Straży Pożarnej.

Dodaje, że jeśli już dogrzewamy nasze mieszkania, to powinniśmy grzejnik ustawić na płytkach. Wtedy jeśli nawet pożar powstanie, to nie będzie się szybko rozprzestrzeniać.

Foto: Archiwum RMF

06:00