Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie powodzi w Gdańsku. Postępowanie podjęto po doniesieniach, jakie wpłynęły głównie od rolników oraz mieszkańców Gdańska. Doniesienia do prokuratury wskazywały zaniedbania władz Gdańska. Na razie jest jednak za wcześnie by stawiać konkretne zarzuty - powiedziała prokurator Barbara Sworobowicz.

Śledztwo będzie prowadzone w sprawie a nie przeciwko komuś - powiedziała prokurator Barbara Sworobowicz. Prokuratorzy będą sprawdzali czy można było uniknąć tak olbrzymich skutków powodzi i czy gdański system przeciwpowodziowy był w odpowiednim stanie. Sprawa prowadzona jest w myśl artykułu 163 - chodzi o nieumyślne sprowadzenie katastrofy powodującej zagrożenie życia i zdrowia wielu osób oraz mienia znacznej wartości. Grozi za to do pięciu lat więzienia. Prokuratura do ostatniego dnia czekała na wszczęcie śledztwa. Na tym, że sprawy nie umorzono zaważył przede wszystkim raport sprzed dwóch lat. Niezależni eksperci już wtedy wskazywali, że wały Raduni są w bardzo złym stanie i należy się nimi jak najszybciej zająć. W innym przypadku jeśli pojawi się zbyt duży deszcz może dojść do katastrofy. Dużą rolę odegrały też doniesienia jakie wpłynęły od rolników, mieszkańców i osób poszkodowanych. W sumie podpisało się po nimi ponad 200 osób. Nie wiadomo jak długo śledztwo będzie trwało potrwać. Sprawa jest bardzo skomplikowana. Trzeba przeanalizować wiele dokumentacji, przesłuchać setki osób i powołać zespół ekspertów. "Będziemy robić wszystko, by jak najszybciej zakończyć postępowanie. Jednak konkretnego terminu nie mogę podać” - twierdzi prowadząca śledztwo prokurator Sworobowicz. Na skutek lipcowej nawałnicy dach nad głową straciło kilka tysięcy osób, straty w mieście oszacowano na ponad 200 milionów złotych.

foto Archiwum RMF

06:55