Fenomen Palikota ma zadziwiająco wiele wspólnego z fenomenem Andrzeja Leppera i jego Samoobrony. Oba ugrupowania zbudowane były na jednej postaci, otoczenie tych postaci pełniło funkcję nieistotnego tła, oba używały ostrej antyestablishmentowej retoryki i oba uwielbiały poruszać się na granicy albo przekraczać granicę skandalu. Z Lepperem - tak jak i Palikotem, wiązano - moim zdaniem - zarówno zbyt wiele nadziei jak i lęków. Obaj zawsze wydawali mi się albo nadto demonizowani, albo kochani.

Przyznaję - nie doceniłem Palikota. Byłem przekonany, że jego histerycznie antyklerykalna retoryka, zamiłowanie do autolansu, kłopoty finansowo-skarbowe i żerowanie na skandalu, szybko zepchną go na manowce polityki. Regułą polskiej polityki było dotąd to, że o ile barwni skandaliści budzili wielkie zainteresowanie, czasami nawet sympatię, to w chwili wyborczej próby zlatywali z wyżyn popularności w niziny sondaży. Pierwsze miesiące tworzenia Ruchu Poparcia potwierdzały te prognozy. Po odejściu z PO i sejmu Palikot był znacznie mniej obecny w mediach, wydawało się że świat powoli zapomina o jego istnieniu i że politycznie sczeźnie jeszcze przed wyborami.

Potwierdzały to kolejne transferowe niepowodzenia. Kalisz został w SLD, Arłukowicz dał się uwieść Tuskowi, Palikot próbował zaimponować światu Piotrem Tymochowiczem, ale - delikatnie powiedziawszy - nikogo na kolana nim nie rzucił. Tworzenie list także szło mu jak po grudzie.

Dziwne postaci, które ciągnęły do Ruchu Poparcia zdawały się stanowić raczej obciążenie niż dawać nadzieję na dobry rezultat. I oto nagle sondaże zafalowały, nadaktywność lidera zaczęła przynosić rezultaty, Palikot zaczął wyrywać wyborców Platformie i SLD i awansował w rankingach poparcia w okolice wyborczego progu. Jego wejście do sejmu stało się całkiem realne....

Sądząc po badaniach Palikot przyciąga dwie grupy wyborców. Jest popularny wśród osób z wykształceniem podstawowym zamieszkujących małe miasta - co zdaje się potwierdzać tezę, że część jego elektoratu to dawni zwolennicy Samoobrony. Ich - jak rozumiem - uwodzi jego antyestablishmentowość i polityczna niepoprawność, oni widzą zapewne w Palikocie kogoś kto sprawi, że w sejmie znów "nie będzie Wersalu" i ktoś będzie mówił wprost i bez niedomówień.

RPP zdobywa też serca wyborców wielkomiejskich z wyższym i średnim wykształceniem. Do nich pewnie trafia jego antyklerykalizm i otwartość na pomysły "wolnościowo-liberalne" - legalizację miękkich narkotyków, prawa mniejszości seksualnych czy liberalizację aborcji.

Obie te grupy nie mają ze sobą wiele wspólnego i zapewne trudno byłoby się im w jakiejkolwiek sprawie zgodzić, ale w dniu wyborów takie szczegóły nie mają znaczenia - głos jest głosem, niezależnie od motywacji jego oddania.

Palikot jednak - jak się zdaje - zawiedzie zarówno nadzieje jak i nie dorośnie do obaw jakie budzi. Jego parlamentarna drużyna - nawet jeśli zdoła przeskoczyć próg - będzie zbiorowiskiem postaci tyleż barwnych co bezradnych. Ich sejmowy żywot będzie może i kolorowy, ale wiele na Wiejskiej nie wskórają.

Większość z nich okaże się politycznymi efemerydami, które - niczym p. Beger, Hojarska, Filipek czy Maksymiuk długo w polityce miejsca nie zagrzeją. Każda demokracja od czasu do czasu musi przejść - niczym dziecko przez ospę wietrzną - przez okres chwilowej popularności radykałów, populistów czy skandalistów. Ci nasi na tle innych, nie wydają się ani bardziej niezwykli ani dużo straszniejsi.

Więcej felietonów na www.interia.pl