Na wokandę sądową powróciła sprawa 30-letniego ochroniarza z Pabianic oskarżonego o umyślne zabójstwo. Sąd pierwszej instancji skazał go na 2 lata w zawieszeniu i uznał, że nie działał z premedytacją.

Sąd apelacyjny uchylił wyrok i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia. Na początku marca 1997 roku Damian K. pracujący jako ochroniarz poszedł po nocnej służbie z dwoma kolegami do baru. Miał przy sobie broń. Wkrótce w barze zjawiło się kilku mężczyzn. Niektórych Damian K. znał z widzenia. Ci zaczęli obrzucać wyzwiskami jedną z przebywających w barze kobiet. Damian K. stanął w jej obronie, co sprawiło, że agresja mężczyzn skupiła się na obrońcy i jego kolegach. Doszło do szamotaniny. Kiedy Damian K. zobaczył, że jeden z jego kompanów leży na ziemi z zakrwawiona twarzą, wyjął broń. Padł strzał. "Nie chciałem do nikogo strzelać. Chciałem jedynie uzyskać przewagę psychiczną. Myślałem, że to ich powstrzyma" – tłumaczył oskarżony. Tak się jednak nie stało. Prokuratura twierdzi, że nie był to strzał przypadkowy. Damian K. nie przyznaje się do winy. "To moja wielka, osobista tragedia, bo zginął człowiek" - powiedział dziś w sądzie.

14:20