Przed sądem w Rzeszowie rozpoczął się wczoraj proces Ukrainki Tatiany V. i czternastu mężczyzn, którym prokuratura zarzuciła handel "żywym towarem". Mózgiem gangu była kobieta o pseudonimie „Ciocia Tania”, która na Ukrainie werbowała kobiety chętne do pracy w polskich agencjach towarzyskich. W ten sposób do Polski trafiło 60 Ukrainek. Handlarzom "żywym towarem" grozi od 3 do 15 lat więzienia.

Przez półtora roku Ukrainka dostarczała kobiety do agencji towarzyskich na Podkarpaciu i Kielecczyźnie. Odbiorcy płacili za każdą dziewczynę po 200 dolarów. „Ciocia Tania” zarabiała także na samych dziewczynach: Pobierając od każdej z nich równowartość od 50 do 100 dolarów amerykańskich miesięcznie uzyskanych za świadczenia usług seksualnych - mówi prokurator Anna Chabała.

Jak ustaliła prokuratura, w ciągu roku przedsiębiorcza Ukrainka zarabiała w granicach 200 tysięcy złotych. Po pieniądze przyjeżdżała osobiście w towarzystwie zięcia. Oprócz nich na ławie oskarżonych za pancerną szybą zasiedli także odbiorcy „żywego towaru”. Żaden z nich nie przyznaje się do winy.

Ukraińskie panie do towarzystwa oddawały pracodawcom 60 procent zysku, czyli od 50 do 100 złotych za godzinę usług. Jeżeli odmawiały pracy były bite i gwałcone przez właścicieli agencji i ich ochroniarzy.

Zobacz również:

Jak wykazało śledztwo wiedziały w jakim charakterze będą pracować w Polsce. Nie miały jednak świadomości, że ktoś nimi po prostu handluje.

05:20