Ciało słynnego czeczeńskiego dowódcy Salmana Radujewa, który trzy dni temu zmarł w kolonii karnej, nie zostało wydane krewnym. Władze penitencjarne pochowały je w nieznanym miejscu. Przyczyną śmierci skazanego na dożywocie partyzanta był - według oficjalnej wersji - wewnętrzny krwotok.

Część prasy podkreśla, że Radujew jeszcze niedawno cieszył się dobrym zdrowiem. Niektóre gazety sugerują wprost, że został zamordowany.

Według instrukcji, jeśli w czasie trzech dni od śmierci skazanego jego krewni nie zwracają się o wydanie ciała, zmarłego chowa się według przyjętych zasad - stwierdził wiceminister sprawiedliwości Jurij Kalinin. Wcześniej przedstawiciele służby więziennej zapowiedzieli, że rodzina zmarłego nie otrzyma zwłok Radujewa i że zostaną one pochowane na terenie obozu, w którym przebywał.

Radujew zdobył wśród Czeczenów sławę, gdy w styczniu 1996 roku dokonał wypadu na dagestański Kizlar. Separatyści zajęli szpital z prawie 2 tys. zakładnikami, domagając się wycofania rosyjskich wojsk z Czeczenii. Podczas wycofywania się do Czeczenii doszło do bitwy w rejonie wioski Pierwomajskoje. W walkach zginęło 78 partyzantów, rosyjskich żołnierzy i cywili. Radujew zdołał wymknąć się z okrążenia.

12 marca 2000 roku został schwytany, a pod koniec grudnia 2001 roku skazany na dożywocie. Od lipca czeczeński komendant, wielokrotnie ranny w potyczkach i w wyniku dokonywanych na niego zamachów, odbywał karę w Kolonii nr 14 w Solikamsku. Obóz ten znany jest pod nazwą "Biały Łabędź" i cieszy się opinią jednego z najcięższych miejsc odbywania kary.

12:00