Audyt wewnętrzny inowrocławskiego Urzędu Miasta bada, czy tamtejsi rajcy przez ostatnie dwa lata nie pobrali zbyt dużych diet. Według wyliczeń - nota bene jednego z radnych - można mówić o sumie od stu do stu sześćdziesięciu tysięcy złotych.

Autorem wyliczeń i interpelacji jest radny Jacek Olech. Zapewnia, że do jego kalkulacji nie da się przyczepić. - Wszystko jest zrobione drobiazgowo, wszystko udokumentowane - mówi i deklaruje, że gotowy jest oddać swoją "nadwyżkę".

Winni całego zamieszania są prawdopodobnie urzędnicy, którzy źle wyliczyli stawki za diety przysługujące radnym. Rzeczniczka inowrocławskiego magistratu mówi, że wszystko wyjaśni się w ciągu kilku dni. Jeżeli zarzuty się potwierdzą, mogą oni stracić pracę. - Prezydent może zastosować karę do wypowiedzenia umowy włącznie - przypomina Monika Dąbrowska. - Jednak jak będzie okaże się, gdy gotowy raport będzie już na biurku prezydenta.

Pozostaje jeszcze problem zwrotu samych pieniędzy i tego, czy radni jednomyślnie zechcą je oddać. Stanowisko mieszkańców jest w tej sprawie jasne. - Jak się zapłaciło jakąś nadwyżkę, to trzeba oddać - mówi przechodzień zagadnięty przeze mnie na inowrocławskim rynku. - Takie są zasady.