"Kompromitacja", "za grosz godności" - tak o decyzji radnych z Inowrocławia mówią mieszkańcy miasteczka. Rajcy, którzy na skutek błędu urzędnika z ratusza przez dwa lata pobrali za duże diety - w sumie 120 tysięcy złotych - uchwalili, że nie będą oddawać pieniędzy. W tym celu przyjęli swoistą poprawkę do uchwały podjętej... w 2007 roku. Teraz, jako niezgodną z prawem, może ją uchylić wojewoda.

Kujawsko-pomorski wojewoda, Rafał Bruski, ma siedem dni na zakwestionowanie uchwały. Później może jeszcze ona trafić do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Bydgoszczy.

Sami radni tłumaczą, że całe zamieszanie jest przez prosty, czeski błąd. W 2007 roku głosowali za podwyżką diet, jednak - na skutek pomyłki w podstawie prawnej, uchwalili ich obniżkę. I przez te dwa lata pobierali pieniądze myśląc, że podwyżka obowiązuje. - Nie zmieniamy niczego. Radni nie dostaną ani grosza mniej czy ani grosza więcej w porównaniu z tym, co było ich wolą wyrażoną w grudniu 2007 roku - wyjaśnia przyjęcie uchwały przewodniczący inowrocławskiej Rady Miejskiej, Tomasz Marcinkowski i dodaje, że winą za całe nieporozumienie należy obarczyć konkretnego urzędnika, a nie radnych.

Innego zdania jest z kolei radny Jacek Olech, który błąd w dokumentach wytropił i - jako jeden z nielicznych - głosował przeciwko uchwale. - C'est la vie, jak się zrobiło błąd dwa lata temu, to trzeba ponieść konsekwencje. Nie może być tak, że teraz sobie przyjmiemy nową uchwałę, tą załatwimy poprzednią, dwa lata wstecz i wszyscy będziemy mieli pieniądze - oburza się do mikrofonu. I zaraz dodaje, że swoją "nadwyżkę" diety już zwrócił. Radny uważa zresztą, że uchwała nie ma szans się utrzymać - łamie podstawowe zasady państwa prawa. Nie można przecież ustanawiać prawa wstecz.

Oprócz aspektu prawnego całej historii jest jeszcze aspekt etyczny. Mieszkańcy zaś komentują sprawę bezpardonowo: - Tylko kasę biorą! - piekli się mężczyzna, którego zapytałem o zdanie na inowrocławskim rynku. - Wszystko do siebie, a ludzi mają gdzie? Za przeproszeniem: w "de"!