Dziewięcioletnia dziewczynka zasłoniła własnym ciałem swojego czteroletniego brata, gdy dwa duże psy zaatakowały bawiącego się chłopca. Sama została dotkliwie pogryziona i trafiła do szpitala. Policja wszczęła dochodzenie

Do dramatycznej sytuacji doszło w niedzielę w jednej z miejscowości gminy Lipno. Kilkoro dzieci w pobliżu swojego domu bawiło się na śniegu, grupka maluchów zjeżdżała na sankach.

Na sąsiedniej posesji nastolatka wypuściła z kojca dwa psy - bernardyna i owczarka niemieckiego. Dom był wprawdzie ogrodzony, ale okazało się, że nie została domknięta furtka. Psy wybiegły na zewnątrz i nagle zaatakowały bawiące się dzieci.

Sytuacja - jak opisują funkcjonariusze na swojej stronie w internecie - stała się dramatyczna. Okazało się, że będący na miejscu dorośli, nie byli w stanie odciągnąć agresywnych czworonogów.

9-letnia dziewczynka zasłoniła własnym ciałem swojego brata i uchroniła go przed pogryzieniem. Sama jednak doznała ciężkich obrażeń. Wreszcie rodzice chwycili dzieci na ręce i uciekli do domu.

Na miejsce wezwano pogotowie. Dziewczynka trafiła do szpitala. Czteroletniemu chłopcu nic się nie stało.

Do wczoraj na sto procent dziewczynka była w szpitalu we Włocławku. Lekarz mówił nam, że jest po zabiegach. Jej stan był poważny, ale jej życiu nie zagrażało niebezpieczeństwo. Jej obrażenia są takimi, które kwalifikujemy, jako utrzymujące się powyżej 7 dni - powiedziała dziś PAP oficer prasowa KPP w Lipnie podkom. Małgorzata Małkińska.

Policja wszczęła dochodzenie. Funkcjonariusze sprawdza m.in., jak doszło do otwarcia furtki. Dochodzenie prowadzone jest pod kątem artykułu 160 kodeksu karnego, czyli narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Jak zaznaczyła w rozmowie z mediami Małgorzata Małkińska, psów nikt specjalnie nie wypuścił z posesji.

Oba psy były szczepione. Obecnie znajdują się pod obserwacją weterynaryjną.

Lipnowscy policjanci o dramatycznym zdarzeniu dowiedzieli się z włocławskiego szpitala, do którego trafiła 9-latka.