Francuski rząd zapowiada wielką wyprzedaż dóbr skonfiskowanych kryminalistom. Ma to pomóc w ratowaniu coraz bardziej zadłużonej Krajowej Kasy Chorych. Przewiduje się, że dzięki tej akcji uda się zdobyć blisko miliard euro na funkcjonowanie tej instytucji.

Sprawą zajmuje się tym specjalna Agencja Sprzedaży Skonfiskowanych Dóbr, która zatrudnia 18 policjantów, żandarmów i prawników. Wprowadzone w związku z kryzysem nowe prawodawstwo umożliwiło francuskiemu wymiarowi sprawiedliwości łatwiejszą niż wcześniej konfiskatę majątków osób zamieszanych np. w przemyt narkotyków czy pranie brudnych pieniędzy. Zabrane im luksusowe wille, jachty, limuzyny czy biżuteria mogą być sprzedawane nawet przed procesami, żeby państwo nie musiało płacić za ich utrzymywanie w dobrym stanie i ochronę. Jeżeli sędziowie uniewinnią oskarżonego, dostanie on zwrot wartości sprzedanych dóbr w gotowce.

 Dochód z aukcji majątków przestępców ma poprawić sytuację finansową publicznego systemu ubezpieczeń zdrowotnych i doprowadzić do tego, że większa ilość leków będzie mogła być refundowana. Ta akcja oczywiście nie wystarczy,   by uzdrowić francuskie finanse publiczne. Już blisko miesiąc temu socjalistyczny premier Francji Jaen-Marc Ayrault zapowiedział największe od 30 lat cięcia budżetowe i podwyżki podatków. Ostrzegł, że w przyszłym roku obywatele i wielkie nadsekwańskie przedsiębiorstwa będą musieli oddać fiskusowi o 20 miliardów euro więcej podatków. Najboleśniej uderzonych po kieszeni zostanie 10 procent najbogatszych obywateli, ale więcej zapłacą nawet emeryci.

Szef rządu wyjaśnił, że w związku z pogłębiającym się kryzysem wszyscy muszą solidarnie walczyć o uzdrowienie finansów publicznych. Reforma fiskalna ma umożliwić w przyszłym roku redukcję francuskiego deficytu budżetowego do trzech procent PKB. Protestują jednak przeciwko temu związkowcy, radykalna lewica oraz prawicowa opozycja, według której dodatkowe opodatkowanie dużych przedsiębiorstw i zamożnych obywateli sprawi, że z kraju zaczną uciekać inwestorzy.

Po demonstracji w Paryżu na początku tego miesiąca, w której wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy osób, rząd pospiesznie obiecał, że zapowiedziana podwyżka podatków trwać będzie tylko dwa lata. Później obywatele będą dawać fiskusowi mniej pieniędzy. Komentatorzy sugerują, że prezydent François Hollande przestraszył się antykryzysowych protestów. Precz z unijnymi cieciami budżetowymi! Precz z zamykaniem szpitali! Mówimy won tym, którzy chcą decydować o naszym losie na giełdzie! - skandowali ich uczestnicy. Wszędzie widać było portrety socjalistycznego prezydenta w formie listu gończego. Według uczestników demonstracji, Hollande państwa jest przestępcą, który gnębi najbiedniejszych.

Nie chcemy dołączyć do listy bankrutujących krajów, takich jak Grecja czy Hiszpania - Unia Europejska nie potrafi wyciągnąć nas z kryzysu! - mówił korespondentowi RMF FM Markowi Gładyszowi młody paryżanin. Protestujemy przeciwko coraz ostrzejszemu zaciskaniu pasa! Tak samo było w Grecji - ludzie zdychają z biedy, a kryzys jest coraz większy! - tłumaczył inny Francuz. Uczestnicy demonstracji sprzeciwiali się ratyfikacji unijnego paktu fiskalnego, który zakłada zaostrzenie w większości krajów Unii Europejskiej dyscypliny budżetowej i który ma ratować pogrążający się coraz bardziej w kryzysie euroland. Wielu komentatorów podkreśla, że - według sondaży - już teraz większość Francuzów nie wierzy, że Hollande szybko wyciągnie Francję z kryzysu.