Sąd do 19 pażdziernika odroczył rozpoczęcie procesu lustracyjnego autora reformy administracyjnej kraju, Michała Kuleszy.

Okazało się, że ani Kulesza, ani jego adwokat nie zapoznali sie z materiałami sprawy. To pierwszy taki przypadek - choć poznanie akt nie jest obowiązkiem, a uprawnieniem. Sam Kulesza wyjaśnia, że nie zapoznał się z aktami, bo uważa je za absurdalne. "Nie wiem, o co chodzi – nigdy nie byłem współpracownikem SB, a zostałem w tej roli "obsadzony" dwa lata temu przez Jerzego Urbana" - mówił Kulesza.

Pochodzenie materiałów potwierdza zastępca Rzecznika Interesu Publicznego - Krzysztof Lipiński: "rzeczywiscie sprawa dotyczy materiałów, które były w części publikowane w tygodniku "Nie", przekazanych przez redaktora Urbana do Prokuratury Okregowej w Warszawie" - stwierdził Lipiński. Zastępca RIP podkreślał, że nie była to jedyna podstawa oskarżenia Michała Kuleszy, nie chciał jednak ujawnić szczegółów.

Jak dotąd sąd za "kłamców lustracyjnych" uznał dwóch członków ekipy rządowej Jerzego Buzka: byłego wiceministra transportu, Krzysztofa Luksa z Unii Wolności i byłego wiceszefa MON, Roberta Mroziewicza (również z UW). Wciąż trwają procesy byłego wicepremiera i szefa MSWiA, Janusza Tomaszewskiego (AWS) oraz byłego wojewody warszawskiego, Macieja Gieleckiego (AWS-ZChN). Osoba uznana prawomocnie przez sąd za "kłamcę lustracyjnego" traci na 10 lat prawo do pełnienia niektórych urzędów. Dotychczas w pierwszej instancji sąd uznał za takich kłamców 13 osób.

11:45