Świeży asfalt, walce i ciężarówki nie powstrzymują turystów. Mimo że droga do Morskiego Oka jest oficjalnie zamknięta, nadal wędrują nią nad najpiękniejsze jezioro Tatr. To nic, że wyznaczone jest specjalne obejście przez Dolinę Pięciu Stawów Polskich, to nic że stoją znaki i wolontariusze; to nic że, w końcu, przyklejają się do gorącego asfaltu i uciekają przed potężnymi ciężarówkami. Polscy turyści wiedzą lepiej co im wolno, a czego nie i mogą chodzić tam gdzie chcą. I już!

Od kilku dni drogowcy, którzy pokrywają drogę do Morskiego Oka nowym asfaltem, przeżywają prawdziwy koszmar. Drogą, która jest zamknięta i (przynajmniej teoretycznie) powinna być pusta, przechodzą tabuny turystów. Wchodzą na świeży asfalt, pchają sie pod walce i ciężarówki. Mimo wielu prób, dotąd nie udało się przekonać turystów, by chodzili specjalnym obejściem: przed Dolinę Roztoki i Dolinę Pięciu Stawów Polskich. Nasi turyści wolą drogę asfaltową, a nawet asfaltowaną i nic, ani nikt, nie jest w stanie tego zmienić.

Wolontariusze, jak słychać są zagrożeniem dla... demokracji.

A jednak turyści wolą ryzykować i omijając punkty z wolontariuszami, przedzierają się przez las, albo nie zważając na prośby, idą dalej drogą.

Tak można sobie podywagować, ale do czasu... Do czasu, kiedy nie spotka się straży parku narodowego, a wtedy trzeba się tłumaczyć.

Polscy turyści jednak wiedzą lepiej co jest bezpieczne, a co nie i co wolno, a czego nie.

A ja tak sobie myślę, że może zamiast kłaść nowy asfalt na drodze do Morskiego Oka, żeby turystom było łatwiej i wygodniej dojść nad jezioro, lepiej byłoby zwinąć ten asfalt i może wtedy pojawią sie tam wreszcie prawdziwi turyści, a nie panie na obcasach, panowie w klapka i z piwkiem w ręku. Może wtedy do kogoś dotrze zaskakująca prawda, że park tatrzański, to nie jest przedłużenie parku... miejskiego.