Ponad 12 godzin stał na grecko-macedońskiej granicy zepsuty polski autokar. Blisko 40 osób wracało nim z wczasów w Grecji. Zdenerwowani podróżni odmówili dalszej jazdy, po tym jak w autokarze zepsuł się gaźnik, a pojazd nie przekraczał prędkości 40 kilometrów na godzinę.

Polscy turyści są przerażeni. Mówią, że nocą widzieli przejeżdżające kawalkady wojska. Nie znalazł się zupełnie nikt, kto zechciałby im pomóc. Większość podróżnych twierdzi, że jeszcze nigdy tak się nie bała. Turyści kontaktowali się z krakowskim biurem podróży "Skarpa", organizatorem wycieczki. Biuro postanowiło wysłać po turystów inny autokar, powracający z Bułgarii. Jednak zbuntowana grupa za nic nie chciała ruszyć się z granicy. Dopiero rano okazało się, że turyści bez sprzeciwów chcą kontynuować podróż. "Dzisiaj nie było już problemu żeby wsiąść do tego autobusu, wjechali na terytorium Macedonii. Tam dojeżdżał już ten autobus, który był w Bułgarii" – powiedziała reporterowi RMF szefowa biura „Skarpa” Elżbieta Baran. Teraz pracownicy biura przekonują, że wszystko jest już załatwione, a pechowi turyści wracają do kraju. Jeden z największych skandali związanych z biurami podróży wybuchł dwa lata temu w Krakowie. Zakończył się aresztowaniem czterech osób - szefów niesolidnego biura - Alpina Tour. Długi Alpiny wobec klientów sięgnęły dwóch milionów złotych.

Rys. RMF

12:45