Dzisiaj z lotniska w Pyrzowicach odlecą ukraińskim samolotem transportowym ratownicy z Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Sześciu mężczyzn poleci wraz ze specjalistycznym sprzętem do kopalni węgla kamiennego w Doniecku na Ukrainie, gdzie od czterech dni trwa akcja ratownicza i gaszenie pożaru po tragicznym w skutkach wybuchu metanu. W wyniku katastrofy zginęło tam 47 górników.

Ukraina zwróciła się o pomoc do Amerykanów, Niemców i Polaków. Już wczoraj w Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego zapadła decyzja, że Polacy pomogą Ukraińcom. Jednak dopiero dzisiaj polski rząd zgodził się na to, by oprócz specjalistycznego sprzętu wysłać na Ukrainę także ratowników. Do Doniecka poleci pięciu ratowników, którzy będą bezpośrednio wykonywali prace ratownicze" oraz dyrektor Centralnej Stacji jako osoba, która będzie pomagała w sztabie w jaki sposób najlepiej to urządzenie wykorzystać. A to urządzenie, o którym mówił naszej reporterce inżynier Jacek Wicher z bytomskiej stacji jest wielkości TIR-a i jego zadaniem jest inteligentne rozdzielanie powietrza pobieranego z atmosfery. Jednym słowem musi być jak najwięcej azotu, który jak wiadomo jest gazem niepalnym: "Podajemy do wyrobisk podziemnych azot jako ten gaz, który wypełnia przestrzeń i powoduje powstanie atmosfery, która powoduje wygaszenie ogniska pożaru". To jednak nie oznacza, że pożar zostanie natychmiast ugaszony. Taka operacja może potrwać od kilku do kilkunastu nawet tygodni. Jak powiedział inżynier Wicher przyczyną takich wypadków jest zazwyczaj nieprzestrzeganie przepisów BHP i błąd człowieka. Kontrolując na bieżąco mierniki stężenia metanu w powietrzu można uniknąć takich katastrof. Jednak nie od dziś wiadomo, że w ukraińskich kopalniach obowiązują wciąż zbyt mało restrykcyjne przepisy a eksploatowany sprzęt jest przestrzały.

U nas z tych samych powodów do dwóch poważnych katastrof w kopalniach doszło w roku 1990. W kopalni Halemba zginęło wtedy 18 górników, a w kopalni Śląsk - czterech.

foto Archiwum RMF

20:45