Mówiono o nim nowy Marlon Brando, mówiono nowy James Dean. Był nie tylko rozpoznawalnym i popularnym aktorem, ale mistrzem reżyserii, "poetą cichej desperacji". Mówił Amerykanom w swoich filmach, by opamiętali się w konsumpcji i pomyśleli o wartościach. Jego bohaterem rzadko się udawało. Jemu - na pewno.