​Żałoba narodowa na Kubie, a radość wśród emigrantów z wyspy - to reakcje na śmierć Fidela Castro. Ojciec kubańskiej rewolucji zmarł w wieku 90 lat. Rządził na Kubie od 1959 roku. 10 lat temu władzę w kraju przekazał swojemu o 5 lat młodszemu bratu Raulowi.

​Żałoba narodowa na Kubie, a radość wśród emigrantów z wyspy - to reakcje na śmierć Fidela Castro. Ojciec kubańskiej rewolucji zmarł w wieku 90 lat. Rządził na Kubie od 1959 roku. 10 lat temu władzę w kraju przekazał swojemu o 5 lat młodszemu bratu Raulowi.
Kubańczycy, którzy uciekli z Kuby i mieszkają w Miami cieszą się ze śmierci Fidela Castro /PAP/EPA/GIORGIO VIERA /PAP/EPA

Fidel Castro w swoim kraju przeprowadził nacjonalizację. Doprowadził do zerwania stosunków dyplomatycznych ze Stanami Zjednoczonymi i zacieśnienia relacji ze Związkiem Radzieckim.

Był człowiekiem, na którego rękach widniała krew. To na jego zlecenie zatrzymywano członków opozycji, których bito, a następnie więziono. Los wielu zatrzymanych do dziś pozostaje nieznany.

Fidel Castro, choć przekazał władze swojemu bratu, wciąż miał wpływ na kubańską politykę. Raul konsultował się z nim w wielu sprawach.

Fidel Castro krytykował Baracka Obamę

Zaraz po słynnej wizycie prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy na Kubie wypowiadał się krytycznie o USA i przywódcy tego państwa. W specjalnym liście napisał, że Kuba nie zapomni krzywd wyrządzonych przez USA.

W podobnym tonie był list, jaki Castro napisał z okazji swoich 90. urodzin. Wówczas oprócz podziękowania za życzenia znalazły się w nim również krytyczne słowa pod adresem amerykańskiej administracji. Ponownie wypowiadał się na temat Obamy, któremu miał za złe przede wszystkim to, że podczas swojej historycznej wizyty w Hawanie skrytykował władze Kuby za naruszanie praw człowieka.

Fidel Castro zarzucił amerykańskiemu prezydentowi również to, że nie przeprosił on podczas majowej wizyty w Japonii mieszkańców tego kraju za zrzucenie przez Amerykanów bomby atomowej na Hiroszimę.

Wiadomość o śmierci Fidela Castro wywołała euforię w Miami

Wiadomość o śmierci byłego przywódcy Kuby szybko rozeszła się po świecie. Ucieszyła ona dysydentów mieszkających w Miami na Florydzie. W dzielnicy zamieszkiwanej przez Kubańczyków, którzy uciekli ze swojej ojczyzny, wybuchła euforia. Odszedł znienawidzony przez nich dyktator.

Śmierć Castro nie oznacza jednak początku wielkich zmian na Kubie. Faktyczne rządy sprawuje od 10 lat Raul, który ma takie same poglądy na wiele spraw, jak jego zmarły wczoraj brat.

Raul był pod wpływem swojego brata Fidela, i na Kubie w ciągu dekady nic się tak naprawdę nie zmieniło. Kiedy byłem na Kubie wiosna tego roku widziałem zatrzymania, widziałem brutalne zatrzymania członków opozycji. I to nawet w dniu historycznej wizyty Baracka Obamy - wspomina nasz korespondent w USA Paweł Żuchowski. Widziałem jak żyją ludzie, którzy przeciwstawiają się władzy. Kubańczycy nie mają w domach dostępu do internetu. Za dostęp do sieci w kilku miejscach w Hawanie trzeba słono płacić. W sklepach brakuje podstawowych produktów. Na wyspie funkcjonują dwie waluty - jedna dla turystów, druga dla obywateli tego kraju - dodaje dziennikarz RMF FM.

Ciało Fidela Castro zostanie skremowane

Ostatnią wolą Fidela było, by jego ciało zostało skremowane. Pogrzeb odbędzie się 4 grudnia. Wtedy zakończy się także trwająca 9 dni żałoba narodowa. To będzie uroczystość z najwyższymi honorami. Na placu Rewolucji - największym placu w Hawanie. Tam od lat odbywają się najważniejsze uroczystości państwowe. Co czeka Kubę - ja sądzę, że na razie niewiele się zmieni, dlatego że władze faktycznie sprawował od 10 lat jego brat Raul.

Co prawda był on skłonny do dialogu - zgodził się w końcu na wizytę Baracka Obamy na Kubie, ale sami Kubańczycy nie odczuli żadnych zmian, a najbliższe otoczenie Raula Castro to ludzie o podobnych poglądach. Aczkolwiek już pojawiają się komentarze, głównie wśród dysydentów mieszkających w Miami, że ta śmierć to początek zmian na Kubie i przemian, które muszą nastąpić - donosi korespondent RMF FM.

(łł)