Piroman, który w niedzielę próbował podpalić wrocławską katedrę, jest uciekinierem ze szpitala psychiatrycznego. Po nieudanym ataku, trafił tam ponownie. Przypomnijmy: mężczyzna, podczas nabożeństwa w katedrze, rozbił butelkę z rozpuszczalnikiem, a następnie go podpalił. Nie był to jego pierwszy pirotechniczny eksperyment. Miesiąc wcześniej także zostawił w katedrze łatwopalny pakunek.

Tadeusz K. trzy tygodnie temu zniknął z oczu psychologa podczas spaceru w przyszpitalnym ogrodzie. Teraz trafił ponownie do tamtejszego szpitala psychiatrycznego, zabezpieczenia pozostały jednak prawie takie same. We wrocławskim szpitalu nie ma bowiem specjalnego oddziału ze wzmocnionym nadzorem, więc 49-letni Tadeusz K. przebywa w takich samych warunkach jak poprzednio. Opiekunowie zapewniają jednak, że teraz jest obserwowany z większą uwagą. Lekarze mówią, że w historii wrocławskiej placówki zanotowano już uieczki z lepiej strzeżonych miejsc: „Ucieczki się zdarzają i to również z oddziału. Oddział jest zamykany na zamki zatrzaskowe, które można otworzyć tubką od pasty lub jakąś inną tubką” – powiedział RMF ordynator Wiesław Łuczkowski. Lepiej zatem, żeby żaden taki przedmiot nie wpadł w ręce wrocławskiego piromana. Lekarze, którzy się nim opiekują uważają, że z każdym kolejnym atakiem na katedrę, pacjent będzie doskonalił swoje umiejętności. Jeżeli uderzy jeszcze raz mogą zostać poparzeni ludzie.

foto Archiwum RMF

15:15