Był mroźny wieczór 5 marca 2009 roku. Godz. 21.11. Na sejmowej sali gwar. Rozpoczynają się głosowania. Ustawa o służbie wojskowej żołnierzy zawodowych (wtedy był jeszcze pobór), Prawo dewizowe, Kodeks Drogowy, ustawa o bateriach i akumulatorach, ustawa o ochronie praw zwierząt. Posłowie uwijają się - 18 głosowań zajmuje im 21 minut. To bardzo dobry wynik. Obyło się bez awantury - w slangu sejmowych reporterów mówimy: na mównicy nie pojawił się poseł łomot!!

Nikt nie zwrócił nawet uwagi, że na sali brakuje kilku bardzo ważnych osób. Premier Tusk, szef MSWiA Grzegorz Schetyna, minister sportu Mirosław Drzewiecki, szef gabinetu premiera Sławomir Nowak, rzecznik rządu Graś, posłowie Kosecki, Raś, Biernat. W sumie nic dziwnego - premier i ministrowie na pewno mają inne państwowe zajęcia, posłowie - no cóż... na sali nigdy nie ma stuprocentowej frekwencji. Tura głosowań jak każda inna. Tym razem nie. Tym razem sprawą wagi państwowej, która zatrzymała premiera i jego ministrów okazał się piłka nożna.

Wideo: Nie uczestniczą w sejmowych głosowaniach, bo grają w piłkę

Trzy dni później wychodzi na jaw, że gdy posłowie siadali w swoich ławach w Sejmie, premier i jego ludzie siadali, ale na ławce w szatni, by garnitury zamienić na sportowe dresy. Telewizyjna kamera zarejestrowała, jak Tusk, Schetyna i spółka biegają za piłką na bocznym boisku Polonii Warszawa. "Haratnęli w gałę" zamiast głosować. Obrońca premiera powie, że było to zaledwie 18 głosowań z 6664, które opuścił Donald Tusk. Powie, ze zdrowie fizyczne jest ważne, że premier ładował akumulatory. Przeciwnik premiera dopowie, że można to robić po spełnieniu obowiązku, który wynika ze sprawowania mandatu. Że Państwo przegrało z hobby premiera. Tego dnia na pewno TAK.

Gdy sprawa wyszła na jaw, gdy jedna z telewizji pokazała premiera biegającego z kolegami po boisku, gdy w Sejmie trwały głosowania - Tusk uderzył się w piersi. To nie powinno się zdarzyć. I nigdy więcej się nie zdarzy - usprawiedliwiał premiera rzecznik rządu Paweł Graś. I wziął na siebie odpowiedzialność za wpadkę. Zawiodła komunikacja między klubem Parlamentarnym PO a Kancelarią Premiera. Nie dotarła do nas informacja, że w czwartek są głosowania - próbował wybrnąć z sytuacji Graś.

Najbardziej zabawnie brzmiały wypowiedzi polityków PO, gdy nie wiedzieli jeszcze, że boiskowe wyczyny zarejestrowały kamery. Zapewniali, że premiera zatrzymały ważne obowiązki. Wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski twierdził nawet, ze widział premiera na głosowaniach.

Prezydent Lech Kaczyński pytany o to wydarzenie sam pytał. A jaki był wynik? Premier strzelił kilka goli? Niezależnie od tego, kto podczas meczu na boisku Polonii strzelał gole, tym razem wszystkie wpadły do bramki PO. Wszyscy wiedzieliśmy, że premier i koledzy z PO lubią piłkę. Zarówno przy lampce wina oglądać mecze Ligi Mistrzów w sejmowym hotelu, jak i samemu pobiegać za piłką na boisku. Fajne chłopaki. Lubią sport, sami grają. Mają pasję jak My. Tyle, że My "gramy w gałę" po lekcjach, po pracy, w weekendy. Oni na boisko uciekają z pracy. Wolą piłkę od sejmowych głosowań. W tej rozgrywce Tusk i spółka zakiwali się. Sami stworzyli obraz rządu, w którym za wielkim stołem siedzą poważni panowie w garniturach decydujący o losach Wszechświata. Gdy kamera zjeżdża w dół, pod stołem widać krótkie spodenki i piłkarskie korki. Obraz niesprawiedliwy, ale futbolówka stałą się jednym z symboli tego rządu. Niestety nie tylko przez budowę Orlików i przygotowanie do Euro 2012.

Tylko wyniku meczu z 5 marca 2009 nikt nie podał do tej pory.