Ortodoksyjni żydzi przyjechali do Lelowa pod Częstochową. Chasydzi co roku przybywają do tego małego miasteczka na Śląsku, by czcić rocznicę śmierci cadyka Dawida Bidermana.

Cadyk Lelower - jak nazywają go chasydzi - został pochowany na miejscowym cmentarzu prawie 200 lat temu. W czasach PRL-u miejsce pochówku było nieznane, jego grób odnaleziono dopiero kilkanaście lat temu. Od tamtej pory do Lelowa przyjeżdżają niecodzienni pielgrzymi ze wszystkich stron świata. Był tam też nasz reporter Tomasz Maszczyk:

[dzwiek:77323.ra]

Uroczystości potrwają do jutra. Cadyk (hebr. caddik - sprawiedliwy) Biederman, mędrzec i lekarz, nauczał m.in., że kto nie pozna swych błędów, nie dozna zbawienia. Był zwolennikiem pokojowego współżycia różnych wyznań i narodów. Prowadził ascetyczny tryb życia, pościł od szabatu do szabatu. Był miłośnikiem i opiekunem zwierząt.

Zwolennicy chasydyzmu uznają, że ich duchowi przywódcy posiadają niezwykłą moc i trwają w mistycznej jedności z Bogiem. Cadykom, tytułowanym "rebe" i otoczonym wielką czcią przez współwyznawców, przypisuje się nadnaturalne cechy, takie jak dar prorokowania i umiejętność lewitacji.

Stąd kult poszczególnych sławnych cadyków, m.in. z Góry Kalwarii, Lublina, Radomska, Lelowa czy Leżajska, dokąd następnie pojadą chasydzi uczestniczący w uroczystościach w Lelowie.

Do Lelowa chasydzi przywieźli - zgodnie z rygorystycznymi zasadami wyznania - nie tylko własne koszerne potrawy, ale także m.in. instrumenty muzyczne, bo śpiew i taniec jest najbardziej widocznym zewnętrznym znakiem tej społeczności. Przed wybuchem II wojny światowej w Lelowie mieszkało 2 tys. Żydów, czyli połowa wszystkich mieszkańców miasteczka. Większość zginęła w czasie wojny.