Pierwsze w historii lądowanie ziemskiej sondy na powierzchni jądra komety stało się faktem. Krótko po godz. 17 polskiego czasu do centrum kontroli lotu Europejskiej Agencji Kosmicznej dotarł sygnał, że lądownik Philae osiadł na kosmicznej skale, około 500 milionów kilometrów od Ziemi. Siedem godzin wcześniej lądownik odłączył się od sondy Rosetta, która po 10 latach lotu przyniosła go w pobliże komety.


Według dotychczasowych danych samo lądowanie było łagodne, podwozie ugięło się tylko o 4 centymetry. Niestety na razie nie odstrzeliły harpuny, które mają ostatecznie przytwierdzić lądownik do gruntu, badacze ESA debatują, dlaczego tak się stało i zapowiadają, że będą się starali te harpuny uruchomić. Przy okazji pierwszej, nieprawdziwej, jak się okazało informacji o poprawnej pracy harpunów, ESA wspomniała o wysłaniu komendy, by lądownik wyłączył żyroskop, który nie jest mu już potrzebny. Nie jest jasne, czy po tym, jak okazało się, że harpuny nie zadziałały, taką decyzję rzeczywiście podjęto. Ujawniono też, że ogłoszona dziś rano awaria układu odrzutowego, który miał pomóc Philae utrzymać się przy gruncie, nie była usterką czujników, do tej awarii faktycznie doszło.

Misja sondy Rosetta, którą wymyślono ponad 20 lat temu i zbudowano na początku XXI wieku, okazała się wielkim sukcesem już w sierpniu bieżącego roku, kiedy pojazd dogonił jądro komety 67P/Churiumov-Gerasimenko i zaczął krążyć w jej otoczeniu. Sam ten manewr potwierdził możliwości europejskiego przemysłu kosmicznego, możliwości naukowców i inżynierów w sumie 16 krajów zaangażowanych w ten projekt.

Kolejne tygodnie pokazywały tylko, jak wielkie są możliwości sondy, jak istotne informacje na temat nie tylko tej komety, ale i komet w ogóle można z jej pomocą zdobyć. Astronomowie z zachwytem przyglądali się niezwykłym zdjęciom, pokazującym powierzchnię jądra komety z niezwykłą dokładnością, badali jego ruch, zbierali informacje na temat składu otoczki jądra. Pomiary wykonane do tej chwili pozwoliły przygotować już około 90 prac naukowych. 

Lądowanie Philae to prawdziwa wisienka na torcie, pomyślne przeprowadzenie tego manewru nie tylko pokazuje, jak wielkie są możliwości naukowców i inżynierów, którzy sondę i lądownik zbudowali, ale potwierdza też, że takie misje są możliwe i jeśli będą potrzebne, by na przykład ochronić Ziemię przed uderzeniem kosmicznej skały, wiadomo, jak je przygotować.

Na pokładzie Philae znalazło się szereg urządzeń, które mają pomóc zbadać powierzchnię jądra komety dokładniej, by przekonać się, jakie warunki panują tuż pod tą powierzchnią. To może wyjaśnić wiele zagadek dotyczących najwcześniejszych etapów powstawania Układu Słonecznego, pomóc w odpowiedzi na pytanie, czy komety mogły być źródłem wody na Ziemi. Wśród urządzeń, których wskazania naukowcy będą śledzić szczególnie uważnie, jest MUPUS, penetrator i detektor, który ma badać temperaturę pod powierzchnią, dzieło naukowców i inżynierów Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk.