Przez kilka miesięcy szwaczki z Kietrza na Opolszczyźnie "tkały dywany na niby". Wszystko po to, aby udowodnić, że zakład da się uratować. Ich determinacja przyniosła zamierzony skutek: do prawdziwej pracy wraca właśnie 30 osób.

Dwa lata temu fabryka została przeznaczona do likwidacji, bo nie było zbytu na oryginalne drogie kietrzańskie dywany. Dodatkowo rynek został zalany tanimi podróbkami ze wschodu.

Pracownicy, by uratować zakład przez kilka miesięcy z przerwami "tkali dywany na niby". Chcieli udowodnić potencjalnym nabywcom oraz wierzycielom, że są w stanie odpracować długi fabryki. Syndyk wkroczył i ogłosił upadłość, ale ich determinacja opłaciła się, bowiem rozgłos, jaki nadali tkaniu na niby spowodował, że zgłosił się bogaty chętny, który obiecał postawić fabrykę na nogi.

Do pracy wraca właśnie 30 osób. Nowa fabryka ma produkować miesięcznie 100 dywanów węzełkowych, które cieszą się dużym uznaniem wśród koneserów.

Wszyscy mają nadzieję, że w nowej fabryce nie będzie już upokarzającego udawania pracy przy pustych krosnach tylko po to, aby oszukać wierzycieli i kolejnych kredytodawców. Nowa fabryka dywanów to niestety kropla w morzu potrzeb bo nadal w Kietrzu wiele osób nie ma pracy.

Kietrz na Opolszczyźnie odwiedził reporter RMF Piotr Moc.

13:30