Chwile grozy przeżyli mieszkańcy Nowego Jorku. Eksplozja wstrząsnęła wyspą Staten Island, na której znajdują się magazyny paliwa. Wybuch był tak potężny, że zatrzęsły się domy położone kilka kilometrów dalej. Momentalnie pojawił się ogień i ogromny słup czarnego, gryzącego dymu.

Po godzinie jednak ogień nieco przygasł, a władze uspokajały - to był wypadek. Barka z bezołowiowym paliwem podpłynęła do stanowiska, by wyładować paliwo. Nie wiadomo na razie, dlaczego się zapaliła - oznajmiła w specjalnym oświadczeniu firma Exxon Mobil, właściciel terminalu naftowego na Staten Island.

Jedna osoba została ranna, dwie uznano za zaginione. Do walki z ogniem skierowano ponad 200 strażaków.

Widok pożaru od strony Manhattanu nasunął wspomnienia tragedii z 11 września 2001 roku. Rzecznik FBI w Newark Steve Kodak zaznaczył, że na razie nic nie wskazuje na to, że eksplozja była wynikiem ataku terrorystycznego. Jednak przedstawiciele Federalnego Biura Śledczego w Waszyngtonie mówią, że bardzo dokładnie badają sprawę, ponieważ rafinerie znajdują się na liście prawdopodobnych celów terrorystów.

Staten Island natychmiast po wybuchu została właściwie odcięta od świata. Zamknięto ruch na drodze wodniej łączącej wyspę z New Jersey. Zablokowano także most Verezano między Staten Island z Brooklinem. Dostępny był on tylko dla pojazdów ratowniczych.

Natychmiast skoczyły ceny ropy na światowych giełdach, ale po godzinie sytuacja wróciła do normy.

MAPA

Foto: BBC

22:20