Kierowcy kieleckiego MPK mieli pięcioletnie gwarancje zatrudnienia oraz podwyżek, zapisane w umowie prywatyzacyjnej. Mimo tego pod hasłami obawy o pracę i niskie pensje rozpoczęli strajk. W ten sposób likwidują swoją firmę.

To byłaby pierwsza tego typu prywatyzacja przewoźnika - komunikacji miejskiej w kraju. Prezydent Kielc chciał sprzedać większość udziałów w firmie. Ogłoszono przetarg, później przez rok trwały negocjacje z wybraną firmą. Do umowy prywatyzacyjnej wpisano uchwałę rady miasta, która gwarantowała załodze utrzymanie zatrudnienia przez pięć lat oraz podwyżki pensji, wyższe od ogłaszanej przez GUS inflacji. Mimo tego załoga uznała, że ich przyszłość jest niepewna, pensje zbyt niskie i rozpoczęła strajk. Po dwóch dniach Zarząd Transportu Miejskiego musiał zerwać umowę z MPK, a urzędnicy miejscy zorganizować komunikację zastępczą. Zamiast 140 autobusów, po mieście jeździ ich teraz 70, są ta zazwyczaj Autosany przeznaczone na trasy międzymiastowe, nieprzystosowane do przewożenia ludzi w mieście. Kierowców ściągnięto z całego kraju, na początku towarzyszyli im pracownicy Ratusza, którzy tłumaczyli jak jeździć po mieście. Trzy autobusy zastępcze ktoś obrzucił kamieniami, wybijając szyby. Nikomu nic się nie stało, ich kierowcy za każdym razem widzieli jakąś grupę wyrostków, nikogo nie zatrzymano.

[obraz:49_big.jpg::right]

Okazuje się, że związkowcy, a przynajmniej szefowie organizacji nie mówią wszystkiego swoim kolegom. Część z nich wzięła urlopy, to pozwoli im otrzymać wypłaty za czas strajku, pozostali, w przededniu nowego roku szkolnego zostaną bez pieniędzy. Prezydent Kielc Wojciech Lubawski mówi, że związkowcy są bardzo pewni siebie. Mieli mówić, że po dwóch dniach strajku prezydent będzie ich na kolanach prosił o to, żeby zaczęli jeździć. Ten jednak się nie ugiął, ciekawe rzeczy usłyszał natomiast od szefa Solidarności w regionie. Waldemar Bartosz miał mu powiedzieć, że nie dopuści do takiej prywatyzacji w Kielcach, żeby mu się taka zaraza nie rozlała na cały kraj.

[obraz:49_a_big.jpg::left]

W tej chwili MPK najparwdopodobniej zostanie zlikwidowane, a strajkujący kierowcy stracą pracę. Pół biedy gdy rzeczywiście będzie to likwidacja, w przypadku, gdy trzeba będzie ogłosić upadłość, pracownicy nie otrzymają żadnych zaległych pieniędzy. Od września w Kielcach ma funkcjonować zastępcza komunikacja przypominająca prawdziwą komunikację miejską. Miasto negocjuje umowy z trzena różnymi przewoźnikiami, którzy mają jeździć miejskimi autobusami. Od stycznia najprawdopodobniej trzeba będzie znaleźć nową firmę, być może po raz kolejny zostanie w tej sprawie ogłoszony przetarg.

Mieszkańcy mają już tego serdecznie dość.