Niska wycena procedur medycznych to główny powód szpitalnych długów. Nawet placówki, które unikają gigantycznych długów narzekają na niskie kwoty, które NFZ płaci za niektóre procedury. Tak jest m.in. w stołecznym Szpitalu Bielańskim.

Największe obciążenie dla szpitala bielańskiego to jego oddział ratunkowy. NFZ płaci bowiem za gotowość oddziału, a nie za przyjęcie każdej kolejnej osoby. Działając w ten sposób zapomina, że każdy pacjent wymaga też badania, które kosztuje. Deficytowe są właściwe wszystkie ostre przypadki, bo wycena NFZ nie uwzględnia niczego poza kosztem pracy personelu medycznego. Nie uwzględnia tego, że musimy w czymś i na czymś pracować - mówi w rozmowie z naszym reporterem Mariuszem Piekarskim dyrektor szpitala Dorota Gałczyńska-Zych. Przyznaje jednocześnie, że po pierwszym półroczu Szpitalny Oddział Ratunkowy wygenerował straty rzędu 2 mln złotych. Podobna sytuacja jest też na urologii, laryngologii, psychiatrii. Tam też bilans po pierwszym półroczu jest na minusie.

Innym poważnym kłopotem stołecznego szpitala są nadwykonania, za które NFZ nie chce płacić. Szpital przyjmuje więcej pacjentów niż przewiduje to kontrakt. Fundusz nie zawsze wraca pieniądze za leczenie tych chorych. Chodzi aż o 12 mln złotych w skali całego roku. Dla mnie to jest miesiąc utrzymania szpitala - przyznaje dyrektorka placówki.

Kolejny szpital ma kłopoty

Szef Centrum Zdrowia Dziecka Janusz Benedykt Książyk wystosował w środę apel o pomoc do premiera, ministra zdrowia, prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia oraz parlamentu. Podkreślił w nim, że sytuacja placówki jest dramatyczna i ma ona poważne problemy z płynnością finansową. Stwierdził też, że głównym powodem zadłużenia placówki jest niska wycena przeprowadzanych przez nią zabiegów.

Z podobnymi problemami zmaga się też Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie. Placówka ma już 30 mln zł długu. Zdaniem lekarzy, leczenie małych pacjentów jest o 20 procent droższe niż osób dorosłych. Niestety, tego faktu ciągle nie zauważa NFZ. Ceny wysokospecjalistycznych świadczeń pediatrycznych powinny być o 20 proc. wyższe, by pokrywać rzeczywiste koszty leczenia. Należałoby również znieść limity - twierdzi dyrektor Maciej Kowalczyk. Nie możemy zostawić dzieci bez pomocy i w ten sposób co roku mamy nadwykonania, za które NFZ nam nie płaci - dodaje.