Od tygodnia lekarze i pielęgniarki miejskiego szpitala w Piekarach Śląskich prowadzą strajk okupacyjny. Chcą wyższych pensji i gwarancji zatrudnienia. Dziś kolejne negocjacje związkowców z władzami miasta zakończyły się fiaskiem.

Negocjacje nie przyniosły żadnego rozwiązania, bo po prostu nie mogły. Lekarze i pielęgniarki mają swoje postulaty, które w ogóle nie są brane pod uwagę. Władze Piekar Śląskich wykluczają możliwość podniesienia wynagrodzeń. A o to przede wszystkim w tym proteście chodzi. Pielęgniarki chcą 700 zł podwyżki, a lekarze 1000 zł. Dziś za zamkniętymi drzwiami przez cztery godziny rozmawiano o problemach szpitala i o możliwości przerwania protestu. Dr Ewa Szymik, przewodnicząca komitetu strajkowego wyszła z negocjacji ze łzami w oczach.

Władze miasta odbijają piłeczkę i mówią, że likwidacja szpitala nie wchodzi w grę. Chcą go jedynie przekształcić. Na czym zmiany miałyby polegać? Na pewno na zamknięciu nierentownych oddziałów oraz zwolnieniu części pracowników. Tak by szpital zaczął w końcu na siebie zarabiać. Obecnie tonie w długach. A miasto w ciągu trzech lat dołożyło do niego kilkanaście milionów złotych. Stanisław Korfanty, prezydent Piekar Śląskich ma nadzieje, że protestująca załoga w końcu zrozumie, że w takiej formie jak dotychczas, szpital nie może funkcjonować.

Prezydent światełko w tunelu widzi, załoga dostrzega jedynie światło nadjeżdżającego pociągu, który ma ich zmiażdżyć. Kolejne negocjacje zaplanowano na najbliższy piątek. Do tego dnia strajk na pewno będzie trwał. Oznacza to, że nadal w szpitalu nie będą realizowane planowe zabiegi. Pozostaną także ograniczenia dotyczące przyjęć. Leczeni będą tylko ci pacjenci, których życie jest zagrożone.