Poszukiwania piątki Polaków, członków załogi polskiego jachtu, który zatonął u wybrzeży Danii, będą kontynuowane - zapewnił szefa polskiego rządu premier Danii.

Obaj premierzy kontaktowali się w tej sprawie przez telefon. Duński szef rządu złożył kondolencje rodzinom ofiar. Jerzy Buzek podziękował Duńczykom za dotychczasową akcję ratunkową. Wcześniej Buzek zadeklarował wszelką niezbędną pomoc dla rodzin ofiar katastrofy jachtu. Rzecznik rządu zapewnił, że Kancelaria Premiera jest w stałym kontakcie z ZHP i oczekuje na sygnał, kiedy rodziny ofiar będą gotowe do wylotu.

Akcja poszukiwawcza członków załogi jachtu "Bieszczady", który zatonął w niedzielę u wybrzeży Danii będzie kontynuowana - poinformowała wcześniej radio RMF Iwona Jakimowicz z Kwatery Głównej ZHP w Warszawie. Przedstawiciele dowództwa Polskiej Marynarkii Wojennej prowadzą rozmowy z Duńczykami na temat dalszego prowadzenia akcji. Jak podkreśliła Iwona Jakimowicz, idzie nie o to czy "czy", ale "kto" będzie poszukiwał zaginionej piątki: ratownicy duńscy czy Polacy. Akcja została przerwana w niedzielę wieczorem. Do tej pory nie udało się odnaleźć pięciu członków załogi. Duńscy ratownicy uznali te osoby za zaginione. Wcześniej z morza wyłowiono dwa ciała. Uratowała się jedynie 19-letnia łodzianka, która już powróciła do kraju. W drodze do domu towarzyszył jej ojciec. Naszemu reporterowi wyznał, że w obliczu tragedii pozostałych członków załogi jachtu jego radość z odzyskania córki jest umiarkowana. Powiedział też, że dziewczyna czuje się o wiele lepiej fizycznie niż psychicznie i dlatego poprosił dziennikarzy, by nie próbowali się z nią kontaktować.

Przebieg akcji ratunkowej śledzi w trójmiejskim studio reporterka RMF FM Magda Szpiner, która powiedziała, że start rządowego samolotu jest uzależniony od decyzji duńskich służb ratowniczych. Zdaniem polskich służb ratowniczych pozostali członkowie załogi najprawdopodobniej są uwięzieni we wraku. Decyzję o wyłowieniu wraku podjął już polski armator. Teraz do Duńczyków musi się z tym zgłosić polski MSZ. Według polskich ratowników należy się spieszyć, bowiem rejon, w którym doszło do katastrofy, znany jest z bardzo trudnych warunków atmosferycznych, silnych prądów, a także dużych pływów, co oczywiście skutecznie może utrudnić wydobycie ciał. W chwili podjęcia decyzji o rozpoczęciu akcji samolot będzie mógł wystartować z lotniska w Warszawie.

Oficer dyżurny w bazie duńskiego ratownictwa morskiego, A. Jensen, potwierdził wcześniej informację dla radia RMF, że polski jacht został staranowany przez tankowiec nieznanego armatora. Posłuchaj relacji reportera RMF FM Mariusza Kowalika:

Właścicielem jachtu, którego załogę stanowili harcerze, było Centrum Wychowania Morskiego ZHP w Gdyni. "Bieszczady" przed wyjściem w morze przeszły remont - całość olinowania stałego i ruchomego została wymieniona, założono także pozostałe zabezpieczenia, jak np. ekran radarowy. Na miejsce wypadku udał się przedstawiciel polskiego konsulatu. Posłuchaj wypowiedzi rzecznika MSZ, Pawła Dobrowolskiego:

Jak twierdzi Główna Kwatera ZHP, załoga jachtu "Bieszczady" posiadała wyższe niż wymagane kwalifikacje. Zgodnie z przepisami na jednostce takiej jak ta, powinna być co najmniej jedna osoba z uprawnieniami sternika jachtowego. Tymczasem miała je większość członków załogi. Zbudowany 25 lat temu jacht przed tegorocznym sezonem przeszedł remont kapitalny. Według Kwatery Głównej ZHP spełniał wszystkie wymogi bezpieczeństwa stawiane przez Urząd Morski.

07:00