Dzięki ujawnieniu gremialnego zerwania się posłów z Sejmu wiemy przynajmniej, że porozumienie ponad podziałami politycznymi jest u nas możliwe. Wiemy też, gdzie posłowie nas mają w swojej hierarchii spraw ważnych.

Gdybym miał się zgryźliwie doszukać czegoś dobrego, co wynikałoby z zaobserwowania gremialnej poselskiej rejterady, wskazałbym na ponadpartyjność tego zachowania. Posłowie spontanicznie potwierdzili, że na naszej skłóconej scenie politycznej możliwe jest to, o czym tyle się mówi; współpraca w miejsce zwalczania się, zgoda i współdziałanie.

Szkoda, że nie dla dobra wspólnego, ale własnego

Poważniej zaś - to fakt, że zadaniem posła nie jest wysiadywanie na sali obrad plenarnych. Że obowiązki poselskie nie wymagają uczestniczenia w obradach nad czymś, na czym się poseł nie zna. Że obrady można śledzić przez wewnętrzną TV i w ciągu minuty wrócić na salę. Że podczas obrad pracują komisje, że czasem poseł nie ma w jakiejś sprawie nic do powiedzenia... Ale wszyscy? Obrady parlamentu, w których w samo południe uczestniczą cztery osoby? Mówca, prowadzący obrady wicemarszałek i dwóch posłów na sali?

Poważniej też warto się zastanowić nad priorytetami, jakimi swoje zniknięcie z Sejmu tłumaczy część posłów. Zagłosowaliśmy, a ja idę w tej chwili na rozmowę ważną dla klubu - tłumaczy Waldy Dzikowski z PO. Joachim Brudziński z PiS mówi Pełnię obowiązki w centrali partii, razem z prezesem idziemy na Nowogrodzką.

A cóż to obchodzi obywateli?

Życie partyjne i klubowe do obowiązków poselskich mają się nijak. Wchodząc do Sejmu poseł mówi Uroczyście ślubuję rzetelnie i sumiennie wykonywać obowiązki wobec Narodu, strzec suwerenności i interesów Państwa, czynić wszystko dla pomyślności Ojczyzny i dobra obywateli, przestrzegać Konstytucji i innych praw Rzeczypospolitej Polskiej. Ani słowa o partii, klubie czy prezesie.Artykuł pierwszy punkt pierwszy ustawy o wykonywaniu mandatu posła i senatora mówi Posłowie i senatorowie wykonują swój mandat kierując się dobrem Narodu. Też ani słowa o klubie czy partii.

Na pierwszy rzut oka nie stało się nic nadzwyczajnego; ot, kilkaset osób zaczęło wcześniej weekend. Nie pierwszy i nie ostatni pewnie raz.

Ale skoro oni nie wyciągają wniosków z tego, co pogrubiłem w tekście powyżej - to może powinniśmy to zrobić choć my, ich wyborcy?