W obydwu przypadkach mamy do czynienia z tym samym Millerem - kluczącym, nie mówiącym całej prawdy, który przedstawia korzystne dla siebie wersje wydarzeń - mówi członek komisji śledczej Konstanty Miodowicz, gość Faktów.

Tomasz Skory: Dzięki pracy w komisji pan już pewnie nabrał biegłości w ocenianiu rozdwojenia jaźni kolejnych świadków. Który Miller według pana jest bliższy prawdy – pierwszy, piątkowy i tajny, czy drugi, sobotni jawny?

Konstanty Miodowicz: W pierwszym i drugim przypadku mamy do czynienia z tym samym Millerem, z Millerem kluczącym, nie mówiącym całej prawdy, z Millerem który przedstawia korzystne dla siebie wersje wydarzeń, które częściowo komisja potrafi zweryfikować i w odniesieniu do których potrafi wykazać prawdę byłemu premierowi.

Tomasz Skory: Zwłaszcza jeżeli można to zrobić w oparciu o zmianę wydarzeń, wersji w nocy z piątku na sobotę. Ale przypadkiem pewnie to co w ostatniej, znanej wersji mówi Leszek Miller zgadza się z tym co zeznaje Jan Kulczyk o ich kontaktach. Takie porozumiewanie się świadków – a obaj przyznają, że się porozumiewali – to jest coś łamiącego prawo?

Konstanty Miodowicz: To jest coś co łamie obyczaj tego rodzaju kontaktów w takiej sytuacji, ale do naruszenia prawa nie doszło, tyle tylko, że nigdy od momentu skonstatowania takiego styku nie uda się Leszkowi Millerowi wybronić od oskarżeń, iż wypracowywał z Kulczykiem wspólną linie obrony, a być może nawet planował przedsięwzięcia godzące w działalność komisji śledczej.

Tomasz Skory: Z ostatnich zeznań przed komisja wynika zasadnicza, fundamentalna różnica między tym, co mówią panowie Kulczyk i Miller, a zeznaniami ministrów Kaczmarka, Sitarskiego, prezesa Giereja. Pan ma obraz tego jak wydarzenia wokół Orlenu wyglądały naprawdę?

Konstanty Miodowicz: Tak, aczkolwiek mamy do czynienia z sytuacją, gdzie wielu świadków z bardzo wielu powodów poświadcza nieprawdzie lub nie świadczy całej prawdy komisji. Spirytus movens – duchem sprawczym – tego co wydarzyło się 7 i 8 lutego 2002 roku i czego przejawem było zatrzymanie wówczas prezesa Orlenu Modrzejewskiego był Leszek Miller. W jego gabinecie zawiązała się akcja i ta akcja miała na celu przejęcie kontroli nad koncernem PKN Orlen. W tle stały motywy – jak domniemuję – korupcyjne.

Tomasz Skory: Motywy związane z Janem Kulczykiem?

Konstanty Miodowicz: Kulczyk zajmował się operacyjną stroną przedsięwzięcia. Jego aspektem politycznym nadzorował Leszek Miller. To przypuszczenie, ale taki obraz zaczyna mi się rysować w świetle tego co usłyszałem od świadków, z którymi do tej pory miałem do czynienia.

Tomasz Skory: A według wywiadu, Jan Kulczyk zabiegał o połączenie Rafinerii Gdańskiej z Orlenem i w następnym kroku przekazanie pakietu kontrolnego tego przedsięwzięcia Rosjanom, Łukoilowi z pomocą Leszka Millera, Brzmi to niewiarygodnie wręcz. Dowody Agencji Wywiadu są twarde, przekonujące w tej sprawie?

Konstanty Miodowicz: Mamy w tym przypadku materiały, które budują pewną bardzo prawdopodobną hipotezę. Ona jest tym bardziej wiarygodna, że Kulczyk powtórzyłby modus operandi zastosowane do kilku innych przedsięwzięć, które realizował wcześniej.

Tomasz Skory: I potwierdza to przebieg wydarzeń, dymisję ministrów skarbu, prezesów, zeznania Kaczmarka, Sitarskiego, Giereja?

Konstanty Miodowicz: Tak.

Tomasz Skory: Kulczyk kontraktom z Łukoilem tymczasem zaprzecza. Co może zrobić komisja mając z jednej strony materiały Wywiadu, zeznania Kaczmarka, Giereja z drugiej Kulczyka i Millera?

Konstanty Miodowicz: Wypowiedzi pana Kulczyka są bardzo pokrętne. On zaprzecza swoim kontaktom z kompaniami Jukos oraz Łukoil realizowanymi na przestrzeni 2002 roku. Ale nie może przypomnieć sobie, czy podległe mu firmy, te które są skonsolidowane w Kulczyk Holding nie prowadziły takich rozmów.

Tomasz Skory: Czyli nie musiał tego robić osobiście?

Konstanty Miodowicz: Wiele wskazuje na to, że takie negocjacje poufne, równolegle do realizowanych z zupełnie innych powodów przez PKN Orlen toczyły się w tym czasie.

Tomasz Skory: Może być tak, że to służby specjalne wrabiają nieszczęsnego, uczciwego Kulczyka i Millera?

Konstanty Miodowicz: Służby specjalne akurat w tym przypadku mając na uwadze taki instynkt samozachowawczy dane aparatowi administracji, zachowały pewną neutralność w całej tej sytuacji. Funkcjonowały pomiędzy różnymi gigantycznymi, ścierającymi się siłami i ośrodkami politycznymi w naszym kraju.

Tomasz Skory: A nazwie pan neutralnością postawę Zbigniewa Siemiątkowskiego?

Konstanty Miodowicz: Z jednej strony przecież służby podlegały bezpośrednio premierowi, z drugiej strony np. informowały tego premiera o działaniach Kulczyka, który działał z premierem w porozumieniu, więc tu rola służb jest dwuznaczna.

Tomasz Skory: Dziękuję bardzo za rozmowę.