Pilnują amerykańskich granic przed napływem tysięcy nielegalnych imigrantów z Meksyku. Minutemeni - przygraniczna milicja na południowej granicy USA; ma swoich zwolenników i przeciwników.

Minutemeni pełnią swoją służbę w Teksasie i Arizonie, uzbrojeni w lornetki, krótkofalówki, telefony komórkowe i wiarę w słuszność sprawy. Rewolwery noszą tylko niektórzy - na wszelki wypadek. Wysiadują godzinami na pustyni i czekają na nielegalnych przybyszów. Potem powiadamiają służby graniczne.

Założycielem milicji jest Gary Cole, emerytowany komandos, który uważa, że imigranci atakują Amerykę, a rząd zdradza obywateli. Wydajemy miliardy dolarów na wojnę. Skoro nie ma ich na ochronę granic, to dlaczego mamy chronić cudze interesy? - pyta. Dla minutemenów nielegalni imigranci to zwykli kryminaliści. Włamują się, kradną, porywają samochody i odbierają miejsca pracy - podkreśla Gary.

Minutemeni mają swoich zagorzałych przeciwników, dla których ich działania to zwyczajna samowola. Inni są zdania, że biedni Meksykańczycy próbują w Ameryce znaleźć lepsze życie. Wcale nie odbierają nam pracy. Większość z nich przekracza tutaj tylko granicę i nie zostaje w naszych rejonach - dodają.

Ale takie zdania należą do mniejszości. Mieszkańcy amerykańsko-meksykańskiego pogranicza nie chcą nielegalnych imigrantów. Lokalne władze krytykują działalność tych patroli, a pogranicznicy nie chcą z nimi współpracować. Jednak minutemenów z dnia na dzień przybywa. Nasz korespondent Jan Mikruta towarzyszył jednej z takich grup. Posłuchaj:

Wspólcześni minutemeni mają swoich historycznych protoplastów. W XVIII wieku byli to uzbrojeni ochotnicy, którzy walczyli u boku armii Waszyngtona o uwolnienie Ameryki spod brytyjskiego panowania.