Nie więcej niż 30 tysięcy mieszkańców, pasy zieleni, oddzielające dzielnice, z których każda ma inną funkcję, a wszystko z dala od przemysłowej rewolucji – co dziś pozostało z idei „miast – ogrodów”? Zaglądamy na wrocławski Brochów.

Brochów, dawniej wieś, potem miasto, a dziś osiedle we Wrocławiu, bardzo odczuł skutki II wojny światowej. O zbombardowaniu tego miejsca postanowili Rosjanie, którzy w ten sposób chcieli przeszkodzić niemieckim pociągom, bezpiecznie przejeżających te okolice dzięki ukrytemu tunelowi.

Z koncepcji „miast-ogrodów” pozostało na Brochowie dużo zieleni. Zdaniem mieszkańców osiedla, także ludzie są tu wyjątkowi. Niestety, nie zaglądają tu turyści, odwiedzający Wrocław. A zamiast równych kostek brukowych i karłowatych drzewek, trasa spaceru wiedzie tu między starymi kamienicami, z których wystają kolorowe balkony. To sprawia, że wrocławski Brochów, choć niezbyt bezpieczny po zmroku, to wciąż magiczny.

Brochów to dopowiedź na koncepcję Brytyjczyka Ebenezera Howarda, z zawodu stenografa sądowego. Pierwsze „miasto-ogród” jego projektu powstało ponad sto lat temu w angielskim Letchworth w hrabstwie Hereford. Mieszkali w nim zarówno zamożni, jak i ci biedniejsi – wszyscy jak najbliżej natury.

A o „miastach-ogrodach” przeczytacie w jutrzejszym wydaniu tygodnika „Polityka”.