Książę Dipendra, który wczoraj zastrzelił członków rodziny królewskiej w Katmandu w Nepalu, żyje. Mężczyzna po masakrze próbował popełnić samobójstwo, jednak według najnowszych doniesień przeżył, choć jego stan jest krytyczny. Tron i władzę w kraju obejmie teraz najprawdopodobniej młodszy brat zamordowanego króla, który uniknął śmierci, gdyż z powodu ważnych spraw nie stawił się na rodzinne spotkanie.

Dziesięcioro członków rodziny panującej w Nepalu, w tym króla Birendrę Bir Birkram Shah Dev i królową Aiswaryę, zastrzelił wczoraj następca tronu tego kraju Dipendra, a następnie próbował popełnić samobójstwo. Do tragedii doszło wczoraj wieczorem w pałacu królewskim Narayanhiti w Katmandu, stolicy Nepalu. Wydarzenia w pałacu królewskim określane są mianem "tragedii narodowej". Wśród zabitych są też córka króla - księżna Sruti, i jego najmłodszy syn - książe Narajan. 30-letni Dipendra otworzył ogień do swoich najbliższych w czasie kolacji. Później próbował popełnić samobójstwo. Według najnowszych doniesień jego stan jest krytyczny. Nieoficjalnie mówi się, że do strzałów doszło, gdy królowa odmówiła mu zgody na zawarcie związku małżeńskiego, gdyż miała zastrzeżenia do jego wybranki. Z rodziny królewskiej ocalał brat króla, książe Gyanendra, którego wczoraj nie było w Katmandu. Właśnie on prawdopodobnie zasiądzie teraz na tronie. Oficjalny komunikat na temat dramatu w pałacu królewskim zostanie wydany dopiero po koronacji nowego króla. Masakra na dworze królewskim wstrząsnęła mieszkańcami Nepalu. Dziś od rana przed pałacem Narayanhiti gromadziły się tłumy ludzi. Nepal jest konstytucyjną monarchią dziedziczną. Władzę wykonawczą sprawuje rząd, mianowany przez króla i odpowiedzialny przed parlamentem. Birendra panował od 1972 roku.

Foto EPA

11:15