Co najmniej jedna osoba zginęła, a kilka jest rannych po tym, jak we francuskiej Marsylii samochód wjechał w dwa przystanki autobusowe. Aresztowany został 34-latek.

Domniemany sprawca został schwytany czasie obławy w rejonie Starego Portu w Marsylii. Policja apeluje do mieszkańców i turystów, by unikali na razie tego rejonu.

34-latek najpierw staranował skradzionym samochodem przystanek autobusowy w 11. dzielnicy miasta, raniąc ciężko znajdującego się tam mężczyznę. Godzinę później wjechał w przystanek w innej części Marsylii. Tam zginęła 41-letnia kobieta.

Jednemu ze świadków udało się zapisać numery rejestracyjne samochodu. Dzięki temu domniemany sprawca został schwytany. Saperzy sprawdzają, czy w samochodzie nie ma ładunków wybuchowych.

Nie ma na razie informacji wskazujących, że chodziło o atak terrorystyczny - oświadczyła prokuratura w Marsylii.Według prokuratora, 34-letni napastnik miał przy sobie dokument, który sugeruje, że jest leczony psychiatrycznie. Nie miał natomiast broni i nie stawiał oporu w czasie aresztowania - choć wcześniej był już skazywany m.in. właśnie za nielegalne posiadanie broni. 

Policjanci podkreślają, że na razie trudno im zrozumieć postępowanie sprawcy - staranował on bowiem dwa przystanki autobusowe, na których prawie nie było ludzi i które były oddalone od siebie o ponad 10 kilometrów. Eksperci przypominają, że islamscy terroryści zazwyczaj usiłują atakować w zatłoczonych miejscach, wjeżdżając samochodami w tłum przechodniów, by ofiar było jak najwięcej.

Część komentatorów zauważa jednak, że problemy psychiczne nie wykluczają powiązań z muzułmańskimi ekstremistami, czy choćby fascynacji ich atakami - choć oczywiście nie wiadomo, czy tak właśnie było w tym przypadku. 

Francuska policja próbuje się upewnić, czy schwytany napastnik z Marsylii nie miał wspólników. Część dzielnicy portowej pozostaje zamknięta dla ruchu. Przybyły tam nadzwyczajne siły policji i wojska.

Po tym ataku wybuchła polemika we Francji na temat skuteczności policji. Wielu komentatorów nie może zrozumieć, dlaczego po staranowaniu pierwszego przystanku autobusowego sprawca bez problemów pojechał dalej. Przejechał ponad 10 km przez nikogo nie niepokojony, staranował inny przystanek i przejechał prawie pół miasta zanim został schwytany w dzielnicy portowej. Funkcjonariusze sugerują, że chodziło o ataki dokonane przez niezrównoważanego psychicznie mężczyznę w miejscach, gdzie prawie nie było ludzi - dużo czasu upłynęło więc zanim policja została zaalarmowana.

(mpw)