Motocykle ze Śląska idą w kamasze… telefon z takim hasłem odebrałem od zaprzyjaźnionego właściciela jednośladu. Słucham?! – zapytałem. Szybko okazało się, że część motocyklistów między innymi z Siemianowic Śląskich i Świętochłowic dostała zawiadomienia nakazujące udostępnienie swoich maszyn na rzecz obrony kraju w razie ogłoszenia mobilizacji lub wybuchu wojny.

Jeśli ktoś pomyślał, że to żart – grubo się myli. Wszystko jest zgodne z prawem… owszem prawem, które ma już trochę lat. Zgodnie z zapisami art. 208 Ustawy o Powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej (ustawy z 1967 r.), prezydent miasta może przekazać policji pojazd każdego z nas w razie wybuchu wojny. Najpierw musi zostać jednak przeprowadzone postępowanie administracyjne. Chwilę po telefonie, który odebrałem późnym popołudniem, udało mi się skontaktować z Marcinem z Siemianowic Śląskich oraz z Krzyśkiem ze Świętochłowic. W ich przypadku postępowania administracyjne już rozpoczęto.

Niemal zabytkowy Chopper Marcina, mógłby w wojsku pełnić funkcje zwiadowcze… cichy, nieduży, o skręcie zbliżonym do autobusu. Mój drugi rozmówca, Krzysiek, potraktował zawiadomienie jako dobry żart. Cóż – przeliczył się.

7 dni od odebrania zawiadomienia minęło i pojawiło się kolejne pismo informujące o automatycznym wcieleniu Yamahy Krzysztofa do tak zwanego zapasu mobilizacyjnego.

Tylko w Siemianowicach takie zawiadomienia może dostać nawet kilkudziesięciu motocyklistów. Dlaczego wybór padł na jednoślady i kto mobilizuje cywilny sprzęt na wypadek wojny? Odpowiedzi na to pytanie szukałem w tamtejszym urzędzie miasta. To nie my - to policja usłyszałem od Michała Tabaki, rzecznika prezydenta Siemianowic Śląskich.

Skoro to policja… kolejnym miejscem, które odwiedziłem była Komenda Wojewódzka policji w Katowicach. Tam usłyszałem, że to nie wymysł stróż prawa, a ustawodawcy. Kto więc jest pomysłodawcą wcielania cywilnych pojazdów w struktury obronne państwa?

Odpowiedź jest krótka: PRL.

Ufff… z pewnością część właścicieli jednośladów, która dostała zawiadomienia, odetchnęła. Nikt RACZEJ nie zabierze ich maleństwa na tygodniowe ćwiczenia. Wkrótce, być może, nikt już w ogóle nie będzie musiał się tym problemem przejmować. Bo mimo że Ministerstwo Obrony Narodowej sprawę lekceważy, tym tematem zainteresowali się parlamentarzyści. W Warszawie rozmawiał z nimi mój redakcyjny kolega, Mariusz Piekarski. Obiecali mu, że do MON-u trafi poselska interpelacja w sprawie motocykli, które miałyby bronić kraju.

Jeśli przepisy po ponad 40-stu latach doczekają się zmiany, wówczas każdy z motocyklistów będzie mógł spokojnie zanucić piosenkę Kuby Sienkiewicza „Mam wszystko w tyle…”.