Wczoraj przez kilkanaście godzin dwóch policjantów ze Strzelec Krajeńskich w lubuskiem kursowało od aresztu do aresztu, z aresztowanym zresztą przez sąd w Gorzowie dealerem narkotyków. I jak dotąd nie udało im się nigdzie osadzić mężczyzny...

22-letni mężczyzna po zatrzymaniu prze policję zaczął stwarzać problemy. W areszcie próbował sobie podciąć żyły, a w trakcie opatrywania ran w szpitalu rozbił głową szybę w oknie. W tej sytuacji sąd zdecydował o osadzeniu mężczyzny w areszcie wyposażonym w szpital. I tu zaczęły się problemy. W województwie lubuskim nie ma bowiem takiego aresztu. Decyzją sądu aresztant miał więc zostać umieszczony w najbliższej placówce karnej, na terenie której mogą się leczyć skazańcy i aresztowani. Najbliższy taki zakład znajduje się w Szczecinie. Policjanci zawieźli więc tam mężczyznę, ale - jak stwierdził kierownik aresztu - na umieszczenie go w placówce nie zezwala ustalona przez Ministerstwo Sprawiedliwości rejonizacja. W tej sytuacji policjanci odwieźli mężczyznę z powrotem do Gorzowa i próbowali go umieścić w tamtejszym areszcie. Tam jednak również okazało się, że rejonizacja nie pozwala na "zakwaterowanie" w zakładzie mieszkańca innego miasta. Zrezygnowani policjanci wrócili więc z aresztantem do Policyjnej Izby Zatrzymań w Gorzowie. Od kilkunastu godzin, zamiast pracować, czekają tam na zmianę decyzji sądu.

foto RMF

06:10