Tańcząca po włączeniu lalka przedstawiająca byłego irackiego dyktatora Saddama Husajna robi furorę w sklepach z zabawkami w irackiej stolicy. Sprzedawcy wspominają, że kiedyś lepiej sprzedawał się Osama bin Laden, ale obecnie, w przeddzień procesu Saddama przed irackim trybunałem specjalnym, to figurka byłego dyktatora jest prawdziwym hitem.

Saddam-zabawka, mimo że ma pucołowatą twarz, wygląda groźnie - jest wyposażony w ręczne granaty, sztylet, krótkofalówkę, lornetkę i karabin AK-47. Po włączeniu kręci biodrami w rytm muzyki disco.

Jutro Saddam stanie przed trybunałem, więc dzisiaj jest odpowiedni dzień, żeby się z niego pośmiać, musimy tak reagować po tych okropnościach, jakie nam wyrządził - mówi młody mężczyzna kupujący w sklepie z zabawkami w jednej z zamożnych dzielnic Bagdadu.

Właściciel sklepu zaczął sprzedawać lalki krótko po obaleniu reżimu w kwietniu ubiegłego roku. Pierwsze kupił od tureckiego komiwojażera, który zaoferował mu także podobizny tańczącego bin Ladena, Fidela Castro, George'a W. Busha - wszystkie produkcji chińskiej.

Na początku Saddama sprzedawaliśmy spod lady, tylko na specjalne życzenie zaufanych klientów, ponieważ ludzie ciągle dziwnie reagowali na widok tańczącej figurki byłego prezydenta. Teraz obawy minęły, sprzedajemy go otwarcie, a ludzie chętnie kupują - mówi sprzedawca w sklepie z zabawkami, Asad Madżid.

Dodaje, że od czasu schwytania Saddama w grudniu figurka sprzedaje się jeszcze lepiej.

Natomiast przygotowaniom do procesu byłego irackiego dyktatora towarzyszy nowy spór międzynarodowy - czy Saddama można skazać na śmierć. Jutro były dyktator stanie przed sędziami trybunału by usłyszeć akt oskarżenia.

Wczoraj tymczasowy rząd iracki specjalnym dekretem przywrócił karę śmierci, zawieszoną przez administrację okupacyjną. Stany Zjednoczone podkreślają, że były dyktator odpowiada za zabicie ponad 300 tys. osób i zasługuje na najwyższy wymiar kary. Jednak Unia Europejska sygnalizuje, że jest przeciwna karze śmierci nawet dla osób które dopuściły się zbrodni przeciwko ludzkości. W podobnym tonie wypowiadała się dziś zarówno Wielka Brytania - najbliższy sojusznik USA, jak i Francja, która z reguły kontestuje amerykańską politykę.