Prawie półtora roku po wyjściu w swój ostatni rejs rosyjski atomowy okręt podwodny „Kursk” ponownie zawinął do portu. Jednak, by zakończyć jego podwodną epopeję rosyjscy i zagraniczni specjaliści muszą wykonać jeszcze jedną niezwykle skomplikowaną operację - umieścić go w pływającym doku u wejścia do stoczni w Rosliakowie koło Murmańska.

Specjalistów zajmujących się wydobyciem okrętu z wody czeka jeszcze mnóstwo problemów. Wczoraj zakończyło się kotwiczenie barki „Giant” z przymocowanym do jej dna cygarem „Kurska” naprzeciwko Rosliakowa. Dzisiaj i jutro pod barką zostaną umieszczone specjalne gigantyczne pontony, które podniosą ją razem z wrakiem do góry. Barka o długości 140 metrów wzniesie się nad powierzchnię morza. Cała ta skomplikowana konstrukcja zostanie wciągnięta do pływającego doku, który specjalnie w tym celu zostanie zatopiony tak głęboko, jak tylko można. Tam dopiero "Kursk" zostanie odczepiony od barki i przymocowany do pokładu pływającego doku. Gdy barka odpłynie, woda z doku zostanie wypompowana i wypłynie on na powierzchnię z „Kurskiem” na pokładzie. Cała ta operacja wymaga milimetrowej dokładności i będzie trwała co najmniej 5 dni. Trzeba pamiętać, że "Kursk" waży ponad 8 tysięcy ton. W ciągu następnych kilku miesięcy trzeba będzie wykonać nie mniej ryzykowne prace, a więc wyładować 22 potężne rakiety "Granit", a także dwa reaktory atomowe. Przede wszystkim jednak muszą odnaleźć szczątki załogi. Rosyjski prezydent Władimir Putin zapowiedział, że pierwsi na pokład "Kurska" wejdą pracownicy prokuratury oraz specjaliści medycyny sądowej.

"Kursk" zatonął w tajemniczych okolicznościach w połowie sierpnia ubiegłego roku. Przez kilka dni na jego pokładzie przebywali jeszcze żywi ludzie, jednak rosyjskim ekipom ratunkowym nie udało się do nich dotrzeć na czas. Potem wrak jednostki zmienił się w wielką metalową trumnę. W katastrofie zginęło 118 marynarzy. Do tej pory wydobyto zaledwie 22 ciała.

06:55