Wypadek a nie zamach terrorystyczny - to konkluzje ze wstępnego raportu ekspertów w sprawie przyczyn pamiętnej serii potężnych eksplozji w zakładach chemicznych AZF w Tuluzie ponad trzy miesiące temu. Feralne zakłady będą musiały sobie poszukać innego miejsca, bo zdaniem francuskiego rządu znajdowały się one zbyt blisko szkół i budynków mieszkalnych.

W czasie wybuchów zginęło trzydzieści osób, a aż ponad dwa i pół tysiąca zostało rannych. Siła eksplozji była tak ogromna, że w miejscu dwóch fabrycznych budynków powstał krater o szerokości pięćdziesięciu metrów, a szyby wypadały z okien w promieniu pięciu kilometrów. W związku ze zniszczeniami spowodowanymi eksplozjami około tysiąca mieszkańców Tuluzy ciągle nie może wrócić do domów. Nowy Rok będą witali w przyczepach kempingowych w których muszą koczować.

Dziś eksperci przedstawili komisji śledczej swoje ustalenia w sprawie przyczyn tej największej w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat katastrofy przemysłowej we Francji. Według ich raportu, na pół godziny przed eksplozją do fabrycznego hangaru, w którym składowane było aż 330 ton saletry amonowej, wrzucone zostały odpady zawierające chlor. Bezpośredni kontakt obu substancji powoduje zawsze eksplozję, nawet bez żadnej dodatkowej iskry, czy źródła ciepła – tak twierdzą specjaliści, którzy przeprowadzili całą serię doświadczeń w warunkach laboratoryjnych. Wiadomo również, że saletra amonowa składowana była bezpośrednio na wilgotnej posadzce hangaru, co przyspieszyło jej rozkład i wydzielanie się łatwopalnego gazu. Chodziło więc zapewne o karygodne nie przestrzeganie zasad bezpieczeństwa pracy.

Trzeba jednak przyznać, że w tym wstępnym raporcie ciągle można znaleźć słowo „prawdopodobnie”. Być może zniknie on w ostatecznym raporcie, który zostanie przedstawiony pod koniec stycznia.

rys. RMF

14:45