Nie byłem tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa – twierdzi ksiądz Mieczysław Maliński.

Jako pierwsi dotarliśmy do najnowszej ksiązki pt. „Ale miałem ciekawe życie”, w której duchowny opisuje kulisy kontaktów z peerelowskimi specsłużbami. Ks. Maliński nie odcina się zupełnie od kontaktów z SB. Wyraźnie jednak stwierdza, że chodził na rozmowy z esbekami, ale były to rozmowy, o których wiedzieli jego przełożeni. Twierdzi, że nie otrzymywał za nie pieniędzy i nie był do nich zmuszany szantażem. Trochę naiwnie jednak stwierdza, że najlepiej rozmawiało mu się o Karolu Wojtyle, a wiadomo, że SB właśnie na temat przyszłego papieża zbierała materiały i informacje. Duchowny broni się i stwierdza, że kryptonim „Delta” mogło mieć kilka osób, nie tylko on. W ten sposób podważa prawie wszystkie donosy, jakie znajdują się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej. Zaprzecza, że był „Deltą”, który informował o papieskich pielgrzymkach i „Deltą”, który donosił na innych księży. Jeden z podrozdziałów książki ksiądz Maliński zatytułował nawet „Polowanie na czarownice” i sam uważa się za ofiarę tego polowania.

Komentarz do tej publikacji zapowiedział już ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który w książce pt. „Księża wobec bezpieki” opisał tajnego współpracownika o pseudonimie „Delta”.