Przez prawie rok w ciele 70-letniej kobiety tkwił ponad 40-centymetrowy przewód. Prawdopodobnie pozostawiono go po jednym z zabiegów medycznych. Wykryto go dopiero po przeprowadzeniu kilkunastu zdjęć rentgenowskich. Przez cały ten czas kobieta skarżyła się na złe samopoczucie, stany podgorączkowe oraz omdlenia.

Wkrótce po odkryciu przewodu lekarze zdecydowali się na jego usunięcie - jak powiedzieli "dla komfortu psychicznego pacjentki". Usunęli tylko dwa kawałki. Reszta została. O tym wszystkim 70-latka poinformowała krakowską prokuraturę, która wszczęła śledztwo.

Na razie nie wiadomo, w którym szpitalu lekarze popełnili błąd, ponieważ przez ostatnie lata kobieta leczyła się w kilku różnych szpitalach. Cały czas trwają czynności zmierzające do ustalenia, w którym ze szpitali mogło mieć miejsce takie zdarzenie. Była kilkukrotnie w różnych miejscach hospitalizowana i dokumentacją, którą zebraliśmy będzie zmierzała ku wykluczeniu poszczególnych czynności podejmowanych w tych szpitalach, które miałyby związek z ujawnieniem tego przedmiotu - powiedziała prokurator Joanna Kowalska.

Choć lekarze usunęli kobiecie część drutu to pozostałe elementy wciąż tkwią w organizmie. Jeżeli zostaną ustaleni winni lekarze grozi im kara do trzech lat więzienia.

foto Archiwum RMF

16:55